Ojciec naprowadził cały sztab policjantów do domu i odbywał z nimi narady, wyglądając cały czas posępnie, jak noc listopadowa. I pytam się, czy było o co robić tyle awantur?... Jakaś tam nędzna, z rynsztoku wyciągnięta mała irlandzka żebraczka...
Jednym skokiem Reginald rzucił się na niego i z pałającemi, jak błyskawica oczami silną, nerwową dłoną pochwycił go za kołnierz i począł trząść nim z całej siły.
— Jak śmiesz odzywać się o niej w ten sposób, ty nikczemny łotrze! — zawołał przez zaciśnięte zęby. — Dam ja tobie za to, że śmiałeś dokuczać biednemu dziecku!... Masz za to, masz, masz!
Lizeta, przechodząc wtedy przez sień, usłyszała wrzaski Horacego, który krzyczał z bólu i wściekłości, szamocąc się w rękach swego przeciwnika. Francuzka radowała się w duchu, że niegodziwy chłopiec, który dawał się tyle razy we znaki całej służbie, otrzymał raz przecie przynależną naukę od tego pięknego, nieznajomego panicza.
Pan Wilder i sędzia Gray, zatrwożeni hałasem, szybko podążyli do bibljoteki.
— Regie! — zawołał zdziwiony ojciec, widząc zaciętą walkę dwóch chłopców.
— Tak, ojcze! — odparł młodzieniec, silnym ruchem pięści odpychając Horacego; poczem, wycieńczony, padł na najbliższy fotel. — Panie Wilder, ukarałem go tak, jakbyś pan go ukarał, gdyby w obecności pańskiej ośmielił się odezwać w ten sposób o tej nieszczęśliwej sierocie... Jeżeli Marjorie się znajdzie, nie powróci nigdy do tego domu, aby być prześladowaną i dręczoną przez ciebie, niegodziwcze!
Nagle sił i tchu zabrakło Reginaldowi, a gdy Horacy, nabrawszy odwagi, pieniąc się ze złości, przyskoczył ku niemu, jasnowłosa głowa Reginalda opadła na poręcz fotelu i przytomność odeszła go zupełnie.
Lizeta, która, zaciekawiona, słuchała pode drzwiami, przybiegła szybko na wołanie pana Wildera, i pomogła trzeźwić i nacierać wodą zemdlonego. Złożono go pośpiesznie na sofie.
Gdy po chwili Reginald podniósł powieki, zwrócił ku ojcu proszące wejrzenie pięknych swoich wpół zamglonych oczu:
— Nie mogłem powstrzymać się, papo — rzekł, tłumacząc się.
Pan Wilder, który pocichu rozmawiał z Horacym w drugim końcu pokoju, zwrócił się ku niemu:
— I miałeś słuszność, mój chłopcze. Gdyby Horacy ośmielił się był odezwać przy mnie w ten sposób niewłaściwy i okrutny,
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.