— Och, nie! nie! pani! Ja do niej nie należę.
Uderzona poprawnością jej mowy i akcentu, miss Wirginja przypatrywała się Marjorie z wzrastającem zaciekawieniem. Tymczasem policjant, wywlókłszy Molly przemocą z omnibusu, wśród krzyku jej i zbiegowiska ulicznej gawiedzi, prowadził ją do aresztu. Konduktor niecierpliwie targnął za dzwonek i omnibus ruszył dalej.
— Kiedy tak, to już nie powrócisz do niej — rzekła miss Wirginja rezolutnie po chwili namysłu, i kazała jej usiąść obok siebie. Widząc to, pan Randolf zapytał zdziwiony:
— Czy pani masz zamiar wziąć do siebie tę małą?
— Sama nie wiem jeszcze — rumieniąc się znowu, odparła młoda Amerykanka. — Zabiorę ją z sobą do hotelu i zobaczę, co ojciec powie... Oto jesteśmy na miejscu... Czy pan wstąpisz teraz do nas, czy też może przyjdziesz wieczorem?
Pan Randolf zapowiedział swoją wizytę po obiedzie, poczem, odprowadziwszy miss Wirginję do drzwi hotelu, pożegnał ją uprzejmie.
Wszedłszy do bawialnego pokoju, miss Wirginja czem prędzej zadzwoniła na pannę służącą, poczem, usiadłszy w fotelu, wzięła obie rączki Marjorie w swoje dłonie i rzekła łagodnie:
— Teraz opowiedz mi wszystko.
Ale to wszystko było bardzo mało. Marjorie nie pamiętała nic więcej nad to że chorowała bardzo długo i ciężko i że gdy przyszła do przytomności, mamy nie było przy niej...
— Nie mogę nic sobie przypomnieć — natężając myśli, boleśnie mówiła Marjorie. — Wiem, że byłam z mamą na wielkim jakimś okręcie, że wielkie fale biły dokoła i mama była mocno chora. Potem... potem już nie wiem, co się stało; pamiętam tylko jakiegoś starego pana z białemi włosami, który mówił do nas z gniewem i odepchnął mnie od siebie. W pokoju był jakiś dziwny, straszny ptak... Och! — dodała po chwili, niosąc rączkę do skroni, jakby dla przytłumienia bólu — któż mi to powiedział, że powinnam się starać przypomnieć sobie coś więcej o tem wszystkiem? Kto to był?
Taka bezmierna boleść odbiła się w jej wielkich, smętnych oczach, które jeszcze szerzej rozwarły się pod wrażeniem, że jej pamięć nie dopisuje, że miss Wirginja pośpieszyła zmienić przedmiot rozmowy.
— Więc nie wiesz, maleńka, jakim sposobem dostałaś się w ręce tej starej pijaczki? — spytała.
— Nie, pani. Myśli mi się plączą... Tak bardzo chorowałam, że zapomniałam o wszystkiem...
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.