Myrjam, nakarm ty dobrze to biedactwo. Wygląda na zagłodzoną; a nie zapomnij — dodała, przystając w progu — otulić ją ciepło po kąpieli w jedną z moich bluz flanelowych.
To mówiąc, śliczna panna znikła za drzwiami, przesławszy Marjorie milutki uśmiech i przyjazne skinienie głowy na pożegnanie.
— Złote serce! — szepnęła Myrjam, patrząc za nią z rozrzewnieniem. — A teraz, maleńka, co wolisz wpierw, kąpiel, czy śniadanko? Myślę, żeby ci filiżanka mocnego, dobrego rosołku i parę ostryg dobrze zrobiły w tej chwili. Zadzwonię na kelnera, żeby podał jedzenie.
Marjorie pomyślała w duchu, że dawno jej się nie zdarzyło spotkać tak uprzejmej i łagodnej osoby, jak ta pani Myrjam, która pieściła ją na rękach i rozmawiała z nią wesoło aż do chwili, gdy podano śniadanie. Wtedy Myrjam zakrzątnęła się żywo przy stole, nakruszyła jej bułeczki do rosołu, nasmarowała grzankę świeżem masłem i dała jej filiżankę lekkiej herbaty, mówiąc, że mocna nie jest zdrowa dla dzieci. Marjorie piła i jadła z wielkim apetytem, żałując przytem, że trochę tego dobrego rosołu nie może zanieść chorej Nancy. Gdy wypowiedziała to życzenie, Myrjam bardzo zainteresowała się nieznajomą chorą i zaczęła zadawać dziewczynce mnóstwo pytań. Myjąc i ubierając ją, spostrzegła sine i czarne pręgi wzdłuż pleców i ramion dziecka, widocznie pochodzące od uderzeń. Wprawiło ją to w okropne oburzenie.
— Łotry! niegodziwcy! — wołała prawie ze łzami. — Żeby tak katować biedne dziecko, trzeba być bez sumienia i Boga nie mieć w sercu!
Marjorie, otulona w luźną, niebieską flanelową bluzę miss Wirginji, ze złocistemi włoskami, rozsypanemi na ramiona, z twarzyczką wypoczętą i lekko zarumienioną, z blaskiem radości w głębi wielkich, siwych oczu, zdawała się zupełnie przeistoczoną dziewczynką.
Myrjam, przypatrzywszy się jej z widocznem zadowoleniem, namówiła ją, aby się przespała na sofce, obiecując, że ją zbudzi, gdy miss Ginny nadejdzie.
Wkrótce zaczęto znosić paczki z rozmaitych magazynów; Myrjam oglądała je z ciekawością, gdy nakoniec promieniejąca i uśmiechnięta twarz miss Clive ukazała się w progu.
— Cicho! — szepnęła Myrjam z palcem na ustach. — Maleństwo zasnęło spokojnie, jak baranek. Wygląda, jakgdyby oddawna nie spała... Dziecko to musiało bardzo ciężką przechodzić chorobę. Zdaje mi się jednak, że ona nie pochodzi
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.