ciągając ją do siebie — nie sil się na przypomnienie sobie tego, co było dawniej, to przyjdzie zczasem, gdy wrócisz całkiem do zdrowia. Teraz twoja biedna główka potrzebuje spokoju, tak jak i ciało. Pamięć wróci ci potem. Chcesz teraz, aby nazwisko dodać do twego imienia? A gdybyś też przyswoiła sobie cząstkę mojego! Geniu, co powiesz na to? gdybyśmy ją też nazwali: Daisy Russel?
— Czy pan tak się nazywa? — spytała Marjorie.
— Tak, stokrotko, Selden Russel Clive.
— Więc miss Wirginja nazywa się miss Clive.
— No, rozumie się! — zaśmiała się Myrjam. — Jakżeby mogło być inaczej? Panienko, już dzwonią na obiad. Zajmę się tymczasem maleńką.
— To szczególne! — mówił pan Clive, prowadząc córkę do stołowego pokoju. — To dziecko przypomina mi kogoś, nie tyle rysami, co wyrazem twarzy. Oczy jej tak się nagle rozjaśniają, gdy się uśmiecha... Nie mogę jednak w żaden sposób zdać sobie sprawy, do kogo ona podobna. Czy tylko nie zniechęcisz się wkrótce do podjętych przez siebie obowiązków, Geniu? Zgadzam się na twój projekt pod jednym tylko warunkiem. Jeżeli zajmę się tem dzieckiem, to trzeba będzie pomyśleć o jego przyszłości i dać mu sposób zarobkowania na życie, aby nauczyło się dawać sobie radę w świecie.
— Zgadzam się w tem zupełnie z tobą, ojcze.
Pan Randolf przyszedł wieczorem i równie serdecznie powitany został przez pana Clive, jak i jego córkę. Zaraz na wstępie zapytał o wyratowaną dziewczynkę, a gdy mu przyprowadzono Marjorie starannie ubraną i uczesaną, zaledwie mógł oczom swoim uwierzyć, że to była ta sama. Ucieszyło to bardzo Wirginję, a pan Clive zapytał go, jak się wziąć do rzeczy, aby odszukać miejscowość, zwaną aleją Ranalla.
— Sądzę, że każdy policjant wskaże nam drogę — odparł z uśmiechem pan Randolf. — Wnosząc z powierzchowności tej pijaczki, musi to być najnędzniejsza dzielnica miasta. Jeżeli pan pozwoli, zasięgnę potrzebnych informacyj, a zarazem proszę o pozwolenie towarzyszenia panu w tej wyprawie.
Pan Clive podziękował mu uprzejmie, a miss Wirginja przesłała mu wdzięczne spojrzenie, dla którego uzyskania byłby się chętnie naraził na podróż o wiele dalszą i uciążliwszą.
Marjorie, po przespanej spokojnie nocy, zbudziła się nazajutrz szczęśliwa i wypoczęta. Świadomość, iż znajduje się wśród przyjaciół i nie potrzebuje się obawiać zemsty starej Molly, napełniała ją taką radością, że twarzyczka jej przybrała dawny
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.