— Od pana tylko zależy wyobrazić sobie, że pan jesteś Jerzym Duglasem i że masz dopomagać w ucieczce swej monarchini — odparła Marjorie, śmiejąc się i czule ściskając Wirginję, która stała w pośrodku wykwintnego swego buduaru; wyglądała ona wspaniale w przebraniu uroczej królowej Szkotów. Bogate fałdy białego atłasu zaścielały szeroko perski dywan, a sznury pereł zwieszały się fantastycznie z wysoko upiętrzonych włosów, zdobnych w monarszy diadem. Staroświeckie klejnoty zdobiły łabędzią szyję, wychylającą się z karbowanej koronkowej fryzy, i okalały pyszne ramiona i białe ręce, zajęte starannem bandażowanim ramienia rannego męża.
— Jakże się cieszę, że panią zastaję samą, droga mistress Randolph! Chcę pani zakomunikować pewną wiadomość.
— Więc ja się liczę za nikogo? — wtrącił kapitan, udając obrażonego.
— O cóż idzie, moja najdroższa? — spytała Wirginja. — Macie nowe elewki?
— Tak, droga pani. Tym razem moje elewki. Trafia mi się miejsce.
— Daisy! ja o tem słyszeć nie chcę!... Już ci to raz mówiłam!
— Ależ, pani moja ukochana, przecież to musi nastąpić... — z łagodnością odparło dziewczę.
— Mówiłem wam zawsze, pilnujcie tej małej! — rzekł kapitan. — Jak sobie dopuści jaką myśl do głowy, to jej nikt nie wyperswaduje.
Marjorie w kilku słowach opowiedziała o propozycji pani Moulton. Wirginja, poruszając wciąż przecząco głową, zapytała męża co do miejscowości, wymienionej w liście. Kapitan uznał ją za dosyć bezpieczną, ale wymówił się od wyjawienia osobistego zapatrywania i podziwiał szlachetność młodej dziewczyny, która przenosiła pracę samodzielną nad chleb łaskawy w domu opiekunów.
— W każdym razie nie możemy nic decydować bez papy i dopóki nie porozumiemy się osobiście z panią Moulton — zawyrokowała Wirginja. — A teraz, Daisy, idź prędko ubierać się, już wielki czas po temu. Zawołaj Myrjam, aby ci pomogła, a potem przyjdź do mnie, do bibljoteki. Fredzie, jeżeli się nie będziesz zachowywał z większą godnością, moja kryza pójdzie na nic i królowa Szkotów skaże cię na więzienie.
To mówiąc, młoda żona wysunęła się z uścisków i pocałunków zachwyconego nią męża.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.