— I czemuż nie wspomniałeś o tem, gdy czytano testament?
— Cóż ja mogłem wiedzieć, co tam jest, proszę pana — z uszanowaniem tłumaczył się sługa. — Sądziłem, że wszystkie papiery są razem... Dopiero zapytanie pana Seldena nasunęło mi pewną wątpliwość...
— Co chciałeś powiedzieć o tej pani? — spytał generał.
— Nie chciałbym się mieszać do nie swoich rzeczy, ale pamiętam dobrze tę noc, gdy tu przybyła... i ostatniemi czasy nieboszczyk posyłał mnie, abym zebrał zewsząd wiadomości o niej.
— Opowiedzże mi, jak to było — przerwał generał skwapliwie.
— Było to w mroźną noc grudniową — rzekł Robert — a raczej wieczorem... po obiedzie pana. Zawieja straszna była na dworze. Przechodziłem przez sień, niosąc światło do gabinetu, gdy dzwonek u bramy zatętnił gwałtownie. Postawiłem świecę i poszedłem otworzyć. W progu stała jakaś młoda pani, niosąc dziecko na rękach. Wydała mi się bardzo blada i znużona, i cichym, jakby niepewnym głosem zapytała mnie, zatrącając trochę z cudzoziemska: — czy pan Clive jest w domu? Poprosiłem ją do sali, ale gdy otwierałem drzwi, zatrzymała mnie, pytając trwożliwie: — czy pan Clive jest tutaj?
— Nie, pani — odparłem zdziwiony — ale pójdę go poprosić. Kogóż mam oznajmić?
Drżąc nerwowo, zaczęła trzeć jedną rękę o drugą.
— Proszę, bądź pan tak dobry i zaprowadź mnie prosto do jego pokoju — rzekła.
— Ależ nie mogę, przepraszam panią... pan-by się gniewał.
— To ja pójdę za panem... — prosiła błagalnie. — Jestem bardzo chora; wstałam z łóżka jedynie dlatego, aby przyjść tutaj, a obawiam się, że gdy się dowie, kto jestem, to nie zechce mnie widzieć.
Wziąłem więc świecę i poszedłem naprzód... pytając powtórnie, jakie nazwisko mam podać...
Tu Robert zatrzymał się i z pewnem politowaniem spojrzał w stronę generała.
— Mów dalej... — szepnął tenże, zasłaniając oczy.
— Była to żona pańska, panie Jerzy — ciągnął dalej ze współczuciem wierny sługa. — Gdy mi to powiedziała, zawahałem się, czy iść dalej, bo wzbronione nam było wspominać o panu od chwili, gdy doszła wiadomość o pańskiem małżeństwie. Ale wyglądała tak ślicznie i młodo, usta jej drżały boleśnie, a dziewczynka tak czule pytała ją co chwila: — czy ci zimno, mamu-
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.