Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

i wzruszającą prostotą, że porywała słuchaczów swoich, począwszy od dzieci, a skończywszy na starszych.
Dora, która zrazu trzymała się trochę na uboczu od młodej nauczycielki, po niejakim czasie wpadła w przeciwną ostateczność i zapragnęła zawrzeć z nią dozgonną przyjaźń.
Ale Marjorie posiadała wrodzone uczucie godności, które od dziecięcych lat strzegło ją od zawierania łatwych znajomości; to też choć bardzo grzeczna i uprzejma była zawsze względem Dory, nie wdawała się nigdy w nadzwyczajne objawy czułości. Korciło to bardzo próżną i płochą dziewczynę, która prostotę jej wzięła za chytrość i zaczęła ją podejrzywać o ukryte zamiary.
Był też i drugi jeszcze powód, który niechętnie usposabiał Dorę względem Marjorie, ale ten chowała w tajemnicy i za nic w świecie nie byłaby go wyjawiła nikomu.
W bliskiem sąsiedztwie Frostów mieszkała rodzina Peytonów, należąca do przeciwnej partji, secesjonistów; wszyscy jej członkowie byli gorliwymi zwolennikami niewolnictwa. Dwaj synowie, Clifford i Harry, służyli w armji konfederacji południowej, a córki, Bella i Róża, więcej jeszcze od braci przejęte były sprawą, gorączkującą wszystkie umysły.
Bella i Dora przyjaźniły się od dziecka; pobierały one edukację na jednej i tejże samej pensji i kilka ostatnich miesięcy przebyły razem w domu pana Peytona, w Richmond.
Róża, młodsza z rodzeństwa, polubiła bardzo Marjorie, ku wielkiemu niezadowoleniu Belli i Dory, które zawsze trzymały się razem. Na nieszczęście, Harry Peyton, który przebywał w domu za urlopem, gdy Marjorie przybyła w te strony, zachwycił się bardzo słodką jej twarzyczką i niewinnemi oczami. Uwielbienie zaś swoje wyraził tak górnolotnemi słowami, że Marjorie, w prostocie swojej niemal dziecięcej, nieprzyzwyczajona do tego rodzaju komplementów, wcale ich nie zrozumiała. Że zaś dotąd Harry Peyton był stałym adoratorem Dory Lyndon, przebrało to miarę jej uczuć względem młodej nauczycielki tak dalece, że wkrótce zmieniły się one w nienawistne uprzedzenie.
Pewnego popołudnia Marjorie siedziała w dziecinnym pokoju, czytając głośno małym swoim uczniom, skazanym na pokutę przez ciotkę Debby, gdy powóz pełen gości zajechał przed bramę. Po chwili Dora, otwierając drzwi z hałasem, weszła do pokoju.
— Czy jesteś tutaj, Daisy? — spytała cierpkim tonem. — Przyszłam cię prosić, abyś zeszła na dół. Babcia śpi, ciotka