Debby gdzieś sobie powędrowała, a tu Peytonowie przyjechali i w dodatku na moje utrapienie ten stary oryginał, kuzyn Samuel Hicks.
— Któż to jest? — spytała Marjorie, składając książkę.
— O! stary nudziarz!... krewny babci. Bella i Róża nigdy go nie widziały i wiem, że się zaczną z niego wyśmiewać. Nic mogę przecież sama bawić tylu gości naraz, więc przyszłam cię prosić, abyś zajęła się tym nieznośnym dziwakiem, póki babcia się nie obudzi... Wyprowadziłam go do drugiego pokoju. To ci wszystko jedno, nieprawdaż?
— Zupełnie — uprzejmie odparła Marjorie. — Przyjdę zaraz, tylko zawiążę dzieciom czyste fartuszki, bo nie chcę ich tu zostawić samych, aby nie zbroiły czegoś nowego.
— Czemuż nie zawołasz Sylwji, aby ich ubrała? — spytała Dora, widząc, że Marjorie zabiera się do gładzenia ciemnych loczków Puka.
— Bo Sylwja jest zajęta i chciałaby załatwić się z robotą przed wieczorem.
— I ty jej wierzysz? Te murzynki są uosobionem lenistwem. Żebyś żyła między niemi tak długo jak ja, to przekonałabyś się, co to za szkaradne plemię. Teraz jeszcze się to gorzej rozpuściło od czasu tej niedorzecznej „Proklamacji”. Śpiesz się, proszę! Kuzyn Hicks gotów się zanudzić, siedząc sam i jeszcze mi wlezie do bawialnego pokoju, a nie chcę za nic, aby go Peytonowie zobaczyli. A jednak jeżeli zostaną na herbacie, to muszą wkońcu się spotkać! — to mówiąc desperackim tonem, Dora zbiegła na dół.
— Kuzyn Hicks?... czy to nie ten stary pan, który nam zawsze przywoził miętowe cukierki? — spytał Puk, zawiązując i energicznie fartuszek.
— Tak — odparła Pozy, zanurzając główkę w miednicy. — Było to przed pięciu czy sześciu laty.
— Mylisz się, siostrzyczko. Przed sześciu laty!... Przecież masz dopiero szósty rok, Pozy. Jakże więc możesz pamiętać to, co się działo przed twojem urodzeniem?
— Tatuś mi opowiadał o tem — rzekła z taką pewnością siebie, że Puk uwierzył jej na słowo.
— Chodźcie, dzieci — nagliła Marjorie — i nie potknijcie się o próg. — Wzięła je za rączki i razem zeszli do bawialni.
Podeszły w latach kwakier siedział pod oknem na bujającym fotelu, wachlując się powolnie palmowym liściem. Marjorie zaledwie miała czas spojrzeć na tę oryginalną postać,
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.