kiedy ten, obróciwszy się, ujrzał ją i powstawszy grzecznie na powitanie, zapytał głośno:
— Kto ona jest, dzieci? Czy bawi tu u was w gościnie?
— To nasza nauczycielka! — jednogłośnie zawołały dzieci.
— Jestem Daisy Russel — rzekła Marjorie, przedstawiając się sama według prostego, kwakierskiego chyczaju. — Pani Frost śpi, a miss Debby poszła na wieś w odwiedziny do chorej kobiety i powróci lada chwila. Tymczasem ja przyszłam z dziećmi, aby panu dotrzymać towarzystwa.
— Czy was jest więcej takich? — szorstko spytał stary, choć twarz jego ostra złagodniała na widok słodkiego dziewczęcego oblicza, które uśmiechało się do niego pogodnie.
— Co? — spytała Marjorie, nie rozumiejąc.
— Kuzyn pyta się, czy pani ma więcej sióstr i braci — wytłumaczył Puk, widząc jej zdziwienie.
— O! przepraszam pana... — uśmiechnęła się Marjorie, rumieniąc się. — Nie; jestem sierotą i nie mam nikogo na świecie.
— Za młoda jesteś na nauczycielkę — zauważył przyjaciel Hicks, nie spuszczając z niej oka.
— Jestem młoda — łagodnie rzekła Marjorie — ale muszę pracować i zarabiać na życie. Pani Moulton, u której pobierałam nauki, zadała sobie wiele trudu z moją edukacją i osądziła wreszcie, że mogę kształcić tak młode dzieci, jak te.
— Co?... Ludwika Moulton?... W takim razie musisz coś umieć... a jednak nie można tego powiedzieć o ogóle dziewcząt?... Więc jesteś sierotą, moje dziecię?... Ha!... przekonasz się, że Bóg dopomaga tym, którzy sami usiłują sobie radzić. I cóż tam porabia Ludwika Moulton w tych niebezpiecznych czasach?
Pozy, która uważała, że zbyt długo nie zajmowano się nią, wspięła się ztyłu na fotel kuzyna Hicksa i położywszy filuternie główkę na ramieniu, spytała przymilająco:
— Zapewne masz miętowe cukierki dla dobrych dziewczynek?
— Pozy! jesteś bardzo niegrzeczna! — zawołał Puk, przejęty cnotliwem oburzeniem; sam jednakże cichutko zbliżył się do kieszeni, z której wystawał róg jakiejś małej paczki, owiniętej bibułą.
— A co, maleńka! pamiętasz więc moje ostatnie odwiedziny? — zawołał tubalnym głosem kuzyn Samuel, obracając się ku małej psotnicy i żywo mrugając lewem okiem, co było u niego oznaką zadowolenia.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.