— Nie, to nie ona, to ja pamiętałem! — szybko podchwycił Puk, widząc, że duża, koścista ręka zanurza się w głąb kieszeni surduta.
— A powiedziałeś, dudku, że twoja siostrzyczka jest niegrzeczna, że się napiera? — rzekł kuzyn Hicks, wysoko unosząc w górę tajemniczą paczkę ponad główkami wyczekującej parki, której oczy wychodziły na wierzch z ciekawości.
— Kiedy tak, — z głębokim rozmysłem odparł chłopczyk — no... to i ja widać jestem niegrzeczny.
Na to naiwne wyznanie Hicks rozśmiał się, a dzieci pobiegły do kąta chrupać cukierki. Jednocześnie babcia i ciotka Debora weszły do pokoju. Obie zdawały się bardzo uradowane z odwiedzin krewnego. Babcia zasiadła naprzeciw niego w skórzanym fotelu i zaczęła się rozmowa o wojnie i groźnych czasach, w których żyli. Ciotka skorzystała z tego, aby zakrzątnąć się koło przygotowania pokoju dla kuzyna, a Marjorie ofiarowała się pójść wydostać czystą bieliznę na pościel. Było to dowodem wielkiego zaufania że strony ciotki, że powierzała jej klucze od szafy, do której nigdy Dorze nie wolno było zaglądać; ale Marjorie tak chętną zawsze okazywała się do pomocy, że zjednała sobie tem serce starej ciotki. Wysunęła się więc nieznacznie z pokoju i poszła dojrzeć, aby wszystko było w porządku.
Gdy wróciła w pół godziny później, całe towarzystwo za bierało się do podwieczorku, a Róża Peyton zagadnęła ją odrazu:
— Gdzieżeś się ukrywała, moja ty północna lilijko? — spytała ze zwykłą swoją przesadą. — Podobno obie z Dorą zabawiałyście tego starego niedźwiedzia... Tak mi was żal było, że już chciałam przyjść wam w pomoc.
— Dziękuję ci za dobre chęci, ale to było zbyteczne. Ten niedźwiedź wcale nie jest tak straszny, jak ci się wydaje. Podobał mi się.
Na to Róża rozśmiała się niedowierzająco. Każdy mężczyzna, mający więcej niż 25 lat, wydawał jej się zabytkiem przedpotopowym.
Harry Peyton, wysadziwszy zręcznie z siedzenia Puka, który przyczepił się do kuzyna Samuela, zajął u stołu miejsce obok Marjorie.
Dzieci zwykle siadywały obok swojej nauczycielki, która, zajęta zawiązywaniem fartuszka Pozy, nie zwracała żadnej uwagi na komplementy, jakie słodko prawił jej młody wojskowy.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.