Marjorie odeszła, tłumiąc niepowstrzymany śmiech. W chwili, gdy przestępowała próg swego pokoju, doszedł ją głos strwożony:
— Przyjaciółko! wróćno jeszcze i zrób mi przysługę.. Widzisz, stary jestem... nie mogę sobie dać rady... palce mi zesztywniały... Zawiąż mi te szarfy, jeżeli łaska!
Marjorie pośpieszyła na pomoc i związawszy mu pod brodą sążnistą kokardę, uciekła do siebie, aby się wyśmiać dowoli.
Ku wielkiemu zadowoleniu ciotki Debby przyjaciel Hicks nie nabawił się kataru z przeziębienia i nazajutrz odjechał do domu, zaprosiwszy ciotkę i Marjorie, aby go odwiedziły wraz z dziećmi.
Obie nie przeczuwały, w jakich okolicznościach zobaczą się z nim znowu.
Puk zachowywał się wzorowo przez następne dni kilka. Przeczytawszy całe pół stronicy trzysylabowych wyrazów, wyprosił sobie pozwolenie towarzyszenia Katonowi w wycieczce do odległej części lasu. Pozy bardzo się czuła pokrzywdzoną, że wyłączono ją z tej wyprawy i patrzała z ganku za oddalającym się Katonem, Pukiem i Blotem. Na pociechę Marjorie opowiedziała jej jedną z najbardziej interesujących bajek z całej kolekcji Grimma.
Katon przedstawiał wybitny typ południowego murzyna. Miał on siwiejące włosy i o wiele porządniejszą powierzchowność od swych współbraci; a zawdzięczał to staraniom pani Frost, która, zamiłowana sama w czystości, nie mogła znosić dokoła siebie zaniedbanych służących.
Katon przejął się zasadami swej pani i z wielką pompą usługiwał jej zawsze do stołu, stojąc cały czas za jej krzesłem, a zdając na syna swego obowiązek dozorowania potrzeb reszty rodziny. Rzadko kiedy trudnił się on pozadomową robotą; dzisiejsze pójście do lasu stanowiło wyjątek, nie był bowiem zadowolony z sośnianki, jaką zwiózł stangret Jim.
Puk korzystał z tego i całą drogę skakał na wozie, dokazując z Blotem. Gdy wyjechali na polankę, Katon zsiadł z kozła, Puk zeskoczył z siedzenia, obrywając naraz wszystkie guziki przy ubraniu, i jął się przypatrywać z zajęciem, jak stary sługa, zrzuciwszy wierzchnie odzienie, zabrał się do rąbania drzewa. Wkrótce jednak uprzykrzyło się chłopczynie stać na miejscu; zwrócił się więc do Blota i zaczął się z nim bawić, każąc mu wykonywać zwykłe sztuczki. Biegnąc za nim, oddalał się coraz bardziej od miejsca, aż wkońcu, obaj zmęczeni, usiedli na pniu, aby spocząć.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.