Debby!... A Harry Peyton powiedział wtedy, że tylko yankesi uciekają!... Dopieroż ciocia wpadła w złość!... myślałem, że zwarjowała!
— Gdzie mieszkacie, chłopczyku? — spytał nieznajomy po chwili.
— Tu niedaleko, o jakie cztery kilometry. Chodź pan ze mną, to panu dam co zjeść. Katon zabrał z sobą śniadanie w kobiałce.
— Kto to rozmawia z małym paniczem? — zapytał niespokojny głos starego murzyna, który nadbiegł, szukając powierzonego mu malca.
— To ja pytałem się, czy nie można tu gdzie dostać co zjeść i napić się — odparł młody oficer.
Na widok błękitnego munduru podejrzliwa twarz murzyna zmieniła się w jednej chwili. Zdjął szybko kapelusz z głowy i zaczął się kłaniać uniżenie.
— Pan oficer należy pewnie do armji Lincolna?... Skąd pan oficer przyszedł? Tu niebezpiecznie dla pana w tych stronach. Wszyscy dokoła należą do przeciwnego obozu.
— Spędziłem noc w stepie...
— Chryste Panie! Tam najgorzej! Pułkownik Richards trzyma tam całą sforę psów gończych dla wytropienia i chwytania nas biednych czarnych murzynów i uciekających jeńców. Czy panicz do nich należy?
— Wolę nic nie mówić o sobie, mój przyjacielu, z obawy, aby cię nie wzięto na spytki, choć wiem, że wam czarnym poczciwcom można ufać. Niedalej jak wczoraj jeden murzyn oddał mi swoje śniadanie.
Otrzymałem, jak widzisz, ranę w głowie, którą należałoby koniecznie opatrzyć.
— A ja tu, jak stary głupiec, stoję i plotę trzy po trzy, a pan głodny! — zawołał Katon, uderzając się w czoło. — Niech pan oficer będzie łaskaw wesprzeć się na mnie, ot, tak; a z drugiej strony proszę wziąć za rękę małego panicza, to pana podprowadzimy we dwóch do tego wozu, co ot tam stoi. Jest tam kobiałka z chlebem i mięsem, to się pan trochę posili i niech mu będzie na zdrowie.
Puk, uradowany, skoczył naprzód z Blotem. A to dopiero będzie miał co opowiadać w domu! Co za szczęśliwa myśl przyszła mu do głowy, żeby jechać z Katonem do lasu!
Murzyn, ostrożnie rozejrzawszy się dokoła, czy go kto nie podpatruje, wsadził rannego na wóz, a sam usiadł na straży. Oficer, wpół zagłodzony, wziął się zaraz do jedzenia; ale naraz
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.