cząc młode, rozumne czoło, okolone bujnym diademem jasnych włosów.
Szybko jak błyskawica, myśli Reginalda cofnęły się w ubiegłe lata, w pamięci stanęły mu siwe, smutne, a pełne przyćmionych blasków oczy, których wierne odbicie widział teraz w spokojnie, a przyjaźnie zwróconych ku sobie oczach młodej nauczycielki. Krew uderzyła mu na twarz bladą, gdy w duchu zadawał sobie pytanie.
— Czyżby to mogła być ona?... moja maleńka Margie?
— Co było tak? — spytała Marjorie, gdy Pozy schwyciła ją za rękę. — Ostrożnie, maleńka! przewrócisz talerz.
— Wszak prawda, że pani nazwałaś Dolcią Eljasza, przez pamięć na lalkę, którą miałaś, gdy byłaś małą dziewczynką?
— Tak — odparła Marjorie, a cień smutku przemknął po jej twarzy na wspomnienie jej lat dziecinnych.
— Pozy lubi oryginalne imiona — wtrąciła Dora.
— I miss Daisy także, jak się zdaje — rzekł kapitan Rex, przypatrując się jej coraz baczniej i rumieniąc się coraz więcej.
— Dolcia była jedyną lalką, którą posiadałam kiedykolwiek... o ile pamiętam — skromnie odparło dziewczę.
— Gdy pani byłaś maleńką? — z naciskiem zapytał kapitan.
— Nie wiem zresztą... przepraszam pana — odparła — zakłopotana nieco, rumieniąc się również pod uporczywie zwróconem ku niej spojrzeniem badawczych oczu młodego kapitana. — Musiałam przechodzić ciężką jakąś bardzo chorobę, bo nie pamiętam nic z dziecinnych czasów moich... z czasów, gdy miałam Dolcię.
— Musiałaś więc pani polegać w tym względzie na pamięci starszych?... — podchwycił Reginald, któremu serce uderzało zdwojoną siłą niepokoju.
— I to nie; jestem sierotą — odparła łagodnie i z godnością, kładąc tem koniec rozmowie.
Ale Reginald nie spuszczał jej z oczu, gdy wziąwszy szycie do ręki, usunęła się w głąb framugi okna, o tyle tylko mieszając się do rozmowy, o ile odwoływano się do niej. Słodycz jej, pełna prostoty i powagi, stanowiła dziwną sprzeczność z przesadną pretensjonalnością Dory.
— Tak, to ta sama twarz... — myślał w duchu; ale nie pojmował, aby tak całkowicie mogła była zapomnieć o nim... Żałował, że nie było fortepianu w domu... byłby popróbował, jakie wrażenie wywrze na niej „Modlitwa Mojżesza“, którą mała Marjorie tak niegdyś lubiła. Jakżeby rad zrzucić ten ohydny
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.