A proszę ani słowa nie mówić o tem miss Debby... — nalegająco upominał Kato, widząc nadchodząca ciotkę.
Dora, pomimo swego lenistwa umysłowego, była o tyle sprytną i przebiegłą, że w połowie tylko uwierzyła historji, którą jej ciotka opowiedziała o nieznajomym, tak niespodzianie pojawiającym się wśród nich. Spokój babci trochę ją zbił z toru, ale podejrzenia jej zostały tylko na chwilę uśpione.
Całe zachowanie się Reginalda i jego obejście zdradzały na każdym kroku wojskowe nawyknienia, a widoczne zajęcie, jakie okazywał Marjorie, obrażało Dorę do żywego. Nie pojmowała ona przyczyny, dla której bezwiednie prawie nie spuszczał oczu z młodej nauczycielki, i wniosła z tego, że on, równie jak Harry Peyton, padł ofiarą jej wdzięków. Próżność jej zaś była tak wielka, że nie mogła znieść, aby ktokolwiek w jej obecności zajmował się inną kobietą.
Marjorie po rozmowie z Katonem nie mogła sobie znaleźć miejsca przez całe popołudnie. Twarz jej pałała gorączką oczekiwania, a oczy miały tak niezwykły wyraz niepokoju, iż nie uszło to uwagi Reginalda. Usiłował wciągnąć ją do rozmowy, ale póki Dora była w pokoju, odpowiadała mu ledwo monosylabami i z widocznem roztargnieniem.
Gdy miss Lyndon wyszła do ogrodu, nieśmiałość dziewczęcia ustąpiła stopniowo pod wpływem dziwnego czaru, jaki Reginald zawsze na niej wywierał. Dziwiła się, skąd dźwięczny głos jego takie znajome jej miał brzmienie i budził jakby dalekie, uśpione wspomnienia w jej duszy...
— Czy pani była kiedy w New-Yorku? — spytał Reginald.
— Byłam... już dawno bardzo temu — odparła, nie mogąc się powstrzymać od lekkiego drżenia na wspomnienie starej Molly — ale nie chciałabym już tam nigdy wrócić.
— A czy wolno zapytać, dlaczego? — odparł zdziwiony.
Załamała ręce ruchem dobrze mu znanym, który zapamiętał zdawna.
— To nie żadna tajemnica — rzekła; — byłam biedną, małą, opuszczoną sierotką, gdy pani Randolph spotkała mnie na ulicy w New-Yorku i wzięła mnie łaskawie pod swoją opiekę. Jej to zawdzięczam wykształcenie, jakie otrzymałam, a które mi daje obecnie możność zarabiania na życie. Przybyłam tu, jak panu może wiadomo, w charakterze nauczycielki.
— Zasługuje pani za to na największe uznanie! — zawołał gorąco.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.