celi. — Czy już mogę wyjść z ukrycia, czy też muszę nadal udawać chorego?
— Ostrożnie! — odparła Marjorie — nie odjechali jeszcze... Miss Debby prosi pana, abyś to wypił — dodała, podając mu napój.
— To wszystko?
— Tak, panie. Miss Debby, Pozy i ja wyjeżdżamy jutro rano za bardzo ważnym interesem. Wrócimy w ciągu doby. Kato tymczasem będzie się opiekował panem. Mamy jeszcze drugiego nieszczęśliwego więźnia na plantacji i musimy go stąd co prędzej usunąć.
Czy nie mógłbym i ja paniom towarzyszyć?
Potrząsnęła głową przecząco.
— Zdaje mi się, że nie... teraz nie zagraża tu panu nic złego... Do widzenia! Niech nam pan życzy szczęśliwej podróży.
— A nadewszystko szczęśliwego powrotu — odparł, biorąc przyjaznym ruchem białą jej rączkę i myśląc o tej drobnej, dziecinnej dłoni, którą tak często zwykł dawniej pieścić. — Miss Daisy, gdy pani wróci, powiem pani coś... czy pani mi pozwoli?
Popatrzyła na niego niewinnemi oczami, w których malowało się zdziwienie.
— Czemużby nie? rozumie się! A teraz żegnam pana. Nie pozwalaj pan, proszę, Pukowi, aby pana zamęczał na śmierć, gdy mnie tu nie będzie.
Ciotka Debby nie byłaby tak zadowoloną z siebie, gdyby była słyszała przyciszoną rozmowę, jaką Dora wiodła z młodym Peytonem na stopniach piazzetty w chwili, gdy ona, klęcząc przed wielką dębową skrzynią, wydostawała z niej kwakierskie ubranie.
— Harry — mówiła Dora, kładąc swą rękę na jego ramieniu — podejrzywam, że mieszkania naszych murzynów nie są wolne od wszelkiego zarzutu w tych wojennych czasach.
— Jakto? — spytał Harry zdziwiony — czyżby przechowywali u siebie jakich zbiegów z armji federalnej?
— Nie wiem, ale Katon i Dżim zachowują się dziwnie od jakiegoś czasu... Przyszło mi więc na myśl, że jeśli się kapitanowi Hayes nie powiodło gdzie indziej, to możeby tu...
Przerwała w pół słowa, bo wyrazy uwięzły jej w gardle. Serce wyrzucało jej niegodziwość, jaką popełniła. Gdy znalazła się samotna w swoim pokoju, byłaby nie wiedzieć co dała za to, aby mogła cofnąć czyn, który zaciężyć miał na jej sumieniu.
Ale już było za późno!