— Bądź pan spokojny! Blot i ja siedzimy na straży i umiemy dotrzymywać obietnic naszych!
Nie pozostawało mu nic innego do czynienia, jak przyczaić się cicho; serce jednak uderzyło mu silniej w piersi, gdy usłyszał, że oddział żołnierzy zbliża się do stodoły.
— Hej! malcze! co tam robisz? — zawołał grubjańsko sierżant.
— Dzień dobry panu! — grzecznie pozdrowił go Puk. — Uczę mojego psa sztuczek. Ukłoń się, Blot!
Blot zaszczekał i, przyskoczywszy ztyłu do łydek sierżanta, wyrwał mu zębami spory kawałek spodni, objawiając tym sposobem dosadnie sympatje swoje dla sprawy Związku.
— Żebyś zdechł, podły psiaku! — zawrzeszczał sierżant, usiłując kopnąć go nogą, czego Blot uniknął, zręcznie odskakując na bok.
Przeszukiwanie domu nie trwało długo, choć żołnierze szperali po wszystkich kątach i do wściekłości doprowadzili Chloe, przewrócili bowiem beczkę z przygotowanemi do prania mydlinami. Następnie rozproszyli się po zabudowaniach gospodarskich i po chatach murzynów.
— Gadaj, malcze! — spytał jeden z żołnierzy, — czy nie widziałeś jakiego człowieka koło tych chat?
— Człowieka?... — odparł Puk po namyśle. — Owszem.
— Kiedy? — zawołano chórem.
— Wczoraj — uroczyście odparł Puk, choć uśmiech figlarny igrał mu dokoła ust.
— Jakże wyglądał?
— Miał siwe włosy...
— To nie on! — odpowiedziano zgodnie.
— I trochę utykał na nogę?...
— Widywałeś go kiedy przedtem?
— Bardzo często. Oto właśnie idzie!
Wszyscy żołnierze obrócili się szybko, chwytając za broń, i ujrzeli nadbiegającego starego Katona.
— Ty, bębnie! dam ja tobie zato! — krzyknął z wściekłością sierżant. — Gadaj, co wiesz, albo pożałujesz tego!
— Puść pan mego pieska! — zawołał Puk, widząc, że żołnierz zręcznym ruchem pochwycił Blota i targał go niemiłosiernie za uszy.
— A bestja!... będzie mię kąsał w łydki! Masz zato! — i silniem uderzeniem potraktował biedne zwierzę, które zaczęło skomleć żałośnie.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.