— Będziesz sobie żarty z nas stroił! Poczekaj, nie oddam ci psa, póki mi nie odpowiesz porządnie na moje zapytania. Mieliście tutaj ostatniemi czasy szpiega Yankesa?
— Co to jest szpieg? — zapytał Puk.
— Bodaj cię!... No! czy był tu kto obcy?
Póki chłopczyk mógł dawać wymijające odpowiedzi, póty wykręcał się, jak mógł. Ale wychowany w kwakierskiej prostocie i szczerości, nigdy dotąd niewinnych swych ustek nie skalał kłamstwem. Cóżby na to powiedziała Pozy, gdyby tym razem rozminął się z prawdą? Możeby niebo zapadło się nad jego głową, albo ziemia pochłonęła go żywcem? Chłopczyna zbladł, ale podniósł w górę śmiałe wejrzenie błękitnych swych ocząt.
— Tak, mieliśmy — odparł. — Ale oddajcie mi, proszę, mojego psa.
— A co?! nie mówiłem? — triumfująco wykrzyknął sierżant.
— Mały panicz sam nie wie, co plecie! — zawołał Kato, śmiertelnie wystraszony. — Myśli pewnie o krewnym swoim, Samuelu Hicks, który tu był przed kilku dniami.
— Milcz, stary bałwanie! — przerwał sierżant, uderzając go pięścią. — No! i cóż dalej, chłopcze?
— Nie mam nic więcej do powiedzenia — odparł Puk. — Cicho! Blot! cicho, biedny mój piesku!
— Powiem ci coś, ty przeklęty malcze! — wrzasnął rozzłoszczony sierżant, z którego towarzysze zaczynali już drwić i śmiać się głośno, że dał się w pole wyprowadzić dziewięcioletniemu dziecku. — Jeżeli mi tu zaraz nie wyśpiewasz, co wiesz, to pożałujesz tego gorzko. Był tu obcy jaki człowiek?... gdzie się podział?
— Nie powiem — śmiało odparł chłopiec, kładąc obie rączki w kieszonki i wyzywająco spoglądając na pieniącego się od złości sierżanta.
— Co się tu dzieje? — spytał pułkownik Hayes, pojawiając się na placu.
Objaśniono go w kilku słowach.
— Bądź grzecznym chłopaczkiem — odezwał się, podchodząc, choć Puk cofał się od niego ze wstrętem. — Powiedz, co się stało z tym nieznajomym? Wiemy, że nie lubisz Yankesów.
— Myli się pan — zuchwale odparło dziecko. — Chciałbym sam być Yankesem i pójść bić się z wami.
Pułkownik zaklął ze złością i już się zamierzył, aby uderzyć dziecko, gdy sobie przypomniał, że przyrzekł Peytonowi nie dopuszczać się żadnych gwałtów.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.