— Dotrzymałaś mi obietnicy — rzekł, jakby pod przymusem — to jest i dotrzymałaś... i nie... ale przynajmniej narazie jestem bezpieczny... więc powiem ci to, co przyrzekłem... Jedź do Filadelfji i zapytaj generała Clive, kto jest twoim ojcem.
Twarz jej zasępiła się boleśnie.
— Zwodzisz mnie pan! — zawołała, a łzy rzuciły się jej z oczu.
— Czy tak? — z dziwnym, dwuznacznym uśmiechem odparł Rogers. — No, radzę ci, popróbuj!... Nie przyrzekałem ci nic na pewno, ale generał Clive jest przyjacielem twego ojca i wie twoje nazwisko. Na to przysięgam! — i dodał, zniżając głos do cichego szeptu — możesz mu powiedzieć, że Dan Bodman przysłał cię do niego, abyś go o to zapytała.
Marjorie w milczeniu usiadła, na miejscu, cisnąc rękami zbolałe serce. Gdy ostatni żołnierz znikł na zakręcie drogi, przytuliła się do ciotki Debby.
— Ruszaj, Dżim, a żywo! — zakomenderowała ciotka. — Kiedyśmy dojechali dotąd, to już możemy jechać dalej i przenocować u Samuela. Chwała Bogu, żeśmy się pozbyli tego nikczemnika. Daisy! — dodała, zmieniając głos i pochylając się ku niej serdecznie. — Co ci jest, dziecko? Czyżby nie dotrzymał słowa?
— Tak i nie — smutno odparło dziewczę. — Polecił mi tylko udać się do generała Clive i, nadmieniwszy mu, iż mnie przysłał Dan Bodman, zapytać go, kto jest moim ojcem... O! ciotko Debby, czy sądzisz, że generał potrafi mnie w tem objaśnić?!
— To wstyd, hańba, tak cię dręczyć, biedne ty moje dziecko! — gorąco oburzyła się ciotka. — Naturalnie, że trzeba będzie to uczynić. Generał Jerzy Clive, powiadasz? Czy to nie ten, co tak długo zostawał w nieporozumieniu w ojcem swoim?
Krew uderzyła na bladą twarz dziewczęcia.
— To być nie może... Wszak pani nie przypuszczasz?!... O! miss Debby!... Dawno temu, gdy przybyłam do Filadelfji, pani Randolph opowiedziała mi historję swego stryja i pokazała mi jego portret...
— Cóż z tego?... — zagadnęła miss Debby, widząc, że przerwała w pół słowa, jakby jej nagle tchu w piersiach zabrakło.
— Nic... tylko... tylko mówiła mi, że ojciec pogniewał się na generała za to, że zawarł małżeństwo wbrew jego woli... O! mój Boże, o miss Debby! czyżby to był mój ojciec?...
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.