— Udajemy się do głównej kwatery Jubala Earlego — rzekł Hicks, kwakierskim obyczajem pomijając wszelkie tytuły. Jeżeli nam zechcesz wskazać drogę, przyjacielu, będziemy ci zato wielce obowiązani, mamy pilny interes do wodza.
— A jeżeli nie zechcę, to cóż będzie, przyjacielu? — odparł żołnierz, przedrzeźniając go i dając sygnał pikiecie. — Nie mamy zwyczaju nocnych włóczęgów wpuszczać do obozu.
— Radziłbym ci być grzeczniejszym — spokojnie napomniał go kwakier.
Tymczasem pięciu czy sześciu ludzi nadbiegło z boku wraz z kapralem. Ten ostatni więcej był cywilizowany, bo wypytawszy podróżnych i błysnąwszy Marjorie w oczy czerwonem światłem żywicznej pochodni, zgodził się zaprowadzić ich do kwatery głównego dowódcy sztabu, jeżeli na to zezwoli zwierzchnik jego, do którego naprzód się udano.
Otyły i śpiący wojskowy w mundurze majora ze zdziwieniem popatrzał na młode i odważne dziewczę, które nie lękało się w towarzystwie jednego tylko starca puścić się nocą w tak niebezpieczną podróż, i widocznie ciekawy był, co ją tu sprowadzić mogło.
— Nie widzę innego sposobu, tylko musicie państwo zaczekać do rana — rzekł, albo też możecie interes wasz załatwić przez moje pośrednictwo.
— To być nie może — odparła Marjorie, spoglądając błagalnie wielkiemi swemi oczami na oficera. — Muszę natychmiast widzieć się z generałem. Nie zabiorę mu wiele czasu.
— Oficerowie obradują jeszcze w namiocie wodza — szepnął jeden z ludzi majorowi.
— No! zresztą, kiedy pani tak bardzo na tem zależy... — ociągając się, niechętnie rzekł major, — to chodźcie państwo za mną...
Przyjaciel Hicks i Marjorie śpiesznie udali się za nim.
Na wyniosłości małego pagórka rozpościerał się namiot, z którego dochodził gwar kilku głosów, zajętych żywą rozmową. Gdy się zbliżali, dwóch oficerów, uchyliwszy płócienną zasłonę, wyszło z wnętrza i odkłoniwszy się majorowi, z ciekawością zaczęli przypatrywać się przybyszom.
Nastąpiła chwila oczekiwania, podczas której odważne serce młodej dziewczyny z obawy zamierało w piersi. Zsiadłszy z konia, stała nieruchoma w miejscu, a pobladłe usta szeptały słowa modlitwy. Po upływie, kilku minut zawezwano ją do namiotu i stanęła w obecności wodza.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.