W rzeczywistości jednakże rzeczy zupełnie odmienny wzięły były obrót. Dzielny Till Sheridan (jak go powszechnie nazywano) w tylko co stoczonej potyczce raz jeszcze odniósł był zwycięskie wawrzyny.
Więźniowie jednak nie wiedzieli o tem; dopiero gdy im kazano ogólnie cofać się, nadzieja ucieczki zaczęła znowu budzić się w ich sercach. Rex, który cały czas był przy generale Clive, czekał tylko sposobności, aby odwrócić czujność straży i rzucić się w krzaki. Liczba trupjerów zaczęła się stopniowo umniejszać, ambulanse napełniły się rannymi i umierającymi, a koło południa rozpoczął się odwrót wojsk; panika wzrastała z każdą chwilą.
— Teraz czas na nas! — szepnął do Rexa jeden z więźniów i poskoczył, aby uchwycić za cugle przebiegającego luzem wierzchowca. — Wsadź pan naszego generała na tego konia, a my we dwóch damy sobie jakoś radę.
Korzystając z chwili ogólnego zamieszania, więźniowie rozpierzchli się w różne strony, a z nimi Rex z jednym towarzyszem, trzymając po obu stronach konia generała. Ujechawszy boczną drogą może milę, zbliżyli się do pola bitwy, o ile wnosić można było z dymu, unoszącego się dużemi kłębami w powietrzu, oraz z ludzi i koni, pędzących w bezładzie po gościńcu.
Zaledwie mieli czas rzucić się w zarośla, gdy w tumanie kurzu ujrzeli Kustara z obnażoną głową, galopującego co koń wyskoczy i pędzącego przed sobą znaczny oddział konfederatów tuż koło nich.
— Nie wytrzymam! — zawołał Rex, któremu serce uderzyło dumą i radością na widok swego pułku. — Stań na boku, generale, i ty, sierżańcie! Muszę i ja zmierzyć się z wrogiem.
Z okrzykiem triumfu popędził naprzód, przyłączył się do swoich, wyrwał szablę z rąk jakiegoś rannego, zmierzył się z jednym Ketsańczykiem, który go zlekka zranił w ramię, położył dwóch piechurów i pędził dalej, gdy jeden z żołnierzy, który dzielnie bił się obok niego, tknięty śmiertelnym strzałem, powalił się na niego, zalewając go całego strumieniem krwi swojej.
— Tym razem już po mnie — jęknął ranny, gdy Rex, zachwiawszy się na nogach, pochylił się ku niemu. — Czy nie mógłbyś, kolego, odciągnąć mnie gdziekolwiek na bok, abym choć umrzeć mógł spokojnie?
Nikt daremnie nie odwołał się jeszcze do serca Reginalda. Znużony i krwią zbroczony, przypadł do swego sierżanta, żądając jego pomocy w przeniesieniu rannego.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.