We dwóch podnieśli go ostrożnie, zanieśli w miejsce, gdzie generał ich oczekiwał, i złożyli na zielonej darni pod cieniem rozłożystego dębu.
— Jest tu trochę wódki we flaszce... — rzekł generał, patrząc z politowaniem na ponsową falę krwi, która wybuchała z piersi żołnierza za każdem jego odetchnieniem.
Słysząc dźwięk tego głosu, umierający drgnął gwałtownie.
— Kto tu mówił? — jęknął, chwytając powietrze. — Jerzy! Jerzy! czy ty mnie nie poznajesz?
Generał pochylił się nad nim.
— Wielki Boże! — krzyknął głosem, wyrażającym wstręt i ulgę zarazem. — Sądziłem, że już dawno nie żyjesz!
— Lepiejby było dla wielu, gdyby tak było wistocie! — z goryczą odparł Bodman, gdyż on to był, — a w tej liczbie i dla ciebie. Jerzy! jam cię kochał za dawnych naszych koleżeńskich dobrych czasów... ale nikczemnie obszedłem się z tobą w późniejszem życiu. Powiedz, że mi przebaczasz w ostatniej życia mego godzinie!... Ty nie wiesz, ile ja ci złego wyrządziłem, tobie i twoim — szepnął, gdy generał wzruszony uścisnął dłoń jego. — Gdy posłyszysz spowiedź moją, może nie zechcesz powtórzyć twego przebaczenia!... Dajcie mi tę resztę wódki!... bo siły mnie odbiegają i ciemno robi mi się przed oczami. Nie odchodź, młodzieńcze! — zawołał, gdy Rex, powodowany delikatnością, chciał się usunąć na bok. — Chcę mieć świadka tego, co powiem, a niczyje sądy ani nagany już mnie dziś nie obchodzą!
Jerzy, ty nie wiesz, jak nisko upadłem w społecznej skali — rzekł po chwilowej przerwie cokolwiek głośniej. — Zazdrościłem ci twego mienia, a gdy przyszedł twój list, wzywający mnie do przesłania żonie twojej sum, wyznaczonych przez twoich braci na wasze utrzymanie, zastał mnie w więzieniu. Przywłaszczyłem sobie te pieniądze, a list od twojej żony, pisany do ciebie i zaadresowany na moje ręce, odpieczętowałem. Z niego dowiedziałem się, że żona twoja pod przybranem nazwiskiem pani Williams wraz z dzieckiem puściła się w drogę do Ameryki, do ciebie. Byłeś zbyt chory wtedy, aby odkryć moje przeniewierstwo. Powitałem niby panią Clive na statku, którym przybyła i sprowadziłem ją do hotelu, w którym sam stałem.
Głęboki jęk wyrwał się z piersi generała.
— Przybyła — mówił dalej umierający — i gorączkowo żądała widzieć cię. Wiesz, że miałem zdolność naśladowania cudzego pisma... sfałszowałem więc list... niby od ciebie... wzywając ją, aby się udała do twego ojca i usiłowała go przebłagać...
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.