28
— Nie trudźsię mój stary — tej nocy spać nie będę — Skłonił się — już wyszedł
Hrabia zagłębił się w pysznem, mahoniowem karle, Przed nim na trójnożnym stoliku jakiś stary, mistyczny traktat — barwne inicyały, dziwaczne arabeski. Z pożółkłych kart foliału wieje odrębna, swoista woń; może wspomnienie dawnych, wielkich chwil. Droga, cenna księga spuścizna chrobrych dziadów!...
Zadumał się nad zgasłą Savadrów sławą, zapamiętał — on, ostatni z rodu...
Rycerscy byli, piękni byli — Chrystusa witezie! I sam był podobny, gdy w świetnej kolczudze, w okolu krasnych giermków wprowadzał ją w te progi, ją, dumną Biankę Bradera, szczodrą i wyniosłą panią. Dziś starzec oszreniały wiekiem i sam bez potomka... Savadrów ród!.. perła Andaluzyi, kortezi kraju, wielkie serca, tęgie dłonie! I wiary zaszczyty. Żaden nie splamił się herezyą, żaden nie zgasł na wygnaniu, nie zetlał w ogniu autodafe. Dwóch zamknęło się w skalnem ustroniu, gdzie wiedli żywot błogosławionych. Po śmierci Kościół uznał jako świętych. A wiara ich była silna, gorąca: tak tylko wierzyć umie namiętny duch Hiszpana...
...Może i zbyt pogardzali ciałem, może... To prawda, że ku końcowi marnieli w oczach, nikli z fatalną szybkością. Niegdyś tak płodny, rozrosły potężnemi odnogi ród w przeciągu lat kilkudziesięciu skarłowaciał do szczętu. I oto na nim wysilił się rozrodczy pęd ostatnim pokotem i skonał...
Powiódł znużonym okiem po galeryi antenatów; przechodził zwolna twarz po twarzy. Po raz pierwszy może uraził go kontrast między rzędami górnymi a końcową odroślą. Tam — rysy męskie,