Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

34

raz już gasnące na szczytach słońce oblewało srebrną głowę starca szkarłatem zachodu.
W dolinie krążyły tymczasem o ostatnim z Savadrów najrozmaitsze wieści. Na jedno wszyscy się zgadzali: Don Alonzo rozmawiał z duchami przodków. Ile w tem było prawdy, trudno dociec to pewna jednak, że już od szeregu lat nawiedzały go nader dziwaczne, czasem nawet przykre sny. On sam zwrócił uwagę na jeden szczegół. Oto wszystkie w większej lub mniejszej mierze odnosiły się do Olivareza, wszystkie były jakby modulacyami na ten sam temat, a tym był brat starszy. Być może, że przyczyną było silne przywiązanie, którem go za życia otaczał, być może, że był i inny powód. Hrabia nie zastanawiał się nad tym punktem, natomiast rozdrażniała go w najwyższym stopniu pewna okoliczność stale występująca, ilekroć śnił o bracie. Zwykle ukazywała mu się z pomiędzy gęstych zwojów nieokreślonej materyi tylko piękna głowa Olivareza; na ustach widma błąkał się wtedy zawsze zagadkowy uśmiech, gdy oczy zdawały się dawać mu do zrozumienia, że pragnie się z czemś zwierzyć. Trwało to niesłychanie krótką chwilę. Potem zwoje zesuwały się i wszystko roztapiało w jednolitą ciemność.
Widzenie, które miał ostatniej nocy, wywarło nań tak silne wrażenie, że pod jego magicznym wpływem powziął Alonzo szczególnie, może nawet dziwaczne postanowienie Jak zwykle wysiąkła z pokładów nocy upiorna głowa oświetlona niewiadomo, skąd padającym, zielonawym refleksem. W chwili, gdy już poczęła się zasuwać za kotary, zawarte dotąd szczelnie usta na moment odchyliły się i wyszeptały bełkocącym głosem:
— Odwiedź mnie! == i zanikły.