Alonzo postanowił usłuchać wezwania i w tym celu nie udał się tej nocy na spoczynek. Czuł dobrze dziwactwo swego zamiaru nie mniej jednak nie zmienił go lecz za wszelką cenę chciał spełnić wolę widma.
Spojrzał na zegar: była druga po północy; dwóch rycerzy poruszanych ukrytym mechanizmem sprężyny wyszło przez otwarty na oścież portal, uderzyło dwukrotnie kopiami w tarczę i zaszło za drugą ścianę klatki zegarowej. Czas był najwyższy.
Wyjął z żelaznych kleszczów kuny płonącą żagiew u węgarów podwoi i przystąpił do jednej ze ścian komnaty, którą od stropu aż do posadzki zakrywała kitajkowa zapona Robota była nadzwyczaj subtelna, przetykana złotogłowem, wzorzysta perłami:
Pod stuletnim jaworem śni słodko marzy urodziwy książę. Złote pukle włosów rozkociły mu się po barkach, przymknięte powieki drgają od popołudniowego skwaru ledwo dostrzegalnym ruchem. Niedbale wyciągnięta ręka obejmuje miękkim ruchem pień drzewa, druga spoczywa na jelcach szpady wysadzanej w modre szafiry. Sni, marzy... może o czarującej wodnicy, co tam z poza drzew w leśnej topieli się pławi...
To książe Piotr z Prowancyi i jego małżonka: piękna Meluzyna...
Alonzo zebrał makatę we fałdy i odsunął: na ścianie mniejwięcej w środku ukazał się wydatny, kościany guzik. Oburącz przycisnął gałkę. Sciana zaczęła się rozstępować na dwie strony a w otworze powstałym na jej miejscu zaczerniała głęboko wyżłobiona czeluść Rozświecając ciemności pochodnią wszedł do wnętrza. Po prawej odsunął żelazną
Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/041
Ta strona została uwierzytelniona.
35