Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/063

Ta strona została uwierzytelniona.



W chacie wiedźmy Magdy dniało. Przez zmącone kiry nocy przebierał się tajonym, kocim chodem srebrno szary świt, przesiąkał zwolna przez szyby, wlewał w świetlicę, majaczył po ścieli, rozpełzywał po toku, wnęcał w mroczne kąty. Okna jakby bielmem zaszłe oczy poczęły lśknić się i połyskiwać pod światło. Ale już i z za bliskiego boru rozległy się szumy a nawoływania, wszczęły dziwne pokrzyki, pohutnywania radosne rozhowory..
Czasem mignął płochliwym lotem nietoperz, huknął puhacz, lecz wnet milkł zestrachany. I znów nastawała cisza ogromna, zaparta, wyczekująca...
Daleko, daleko na krańcu nieba coś niby majak senny, różane przeczucie poranka mrzyło mglistą poświatą; pół skłonu niebieskiego pojaśniało od tego świtania, odrzuciwszy mroki na północną połać; wschód rumienił się coraz mocniej, wzmagał w sobie i roztaczał pogodne, skąpane w rumianem świetle zaranie. Oto już strzeliste smugi uderzyły z pod ziemicy i rozprysły po nieboskłonie, a za niemi w ślad wynikła złota kula słońca; zakolebała się przez chwilę nad światem a potem wtoczyła na zweselone niebo. Kilka jasnych pro-