Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem chwasty koło domu jego rozrastały coraz bujniej, wzmagały się, tężniały. Nie ruszał ich, nie plewił. Więc wreszcie sięgnęły po strzechę, zawlokły ściany, spętały komin..... I tak zakryły chatę, opanowały ścieże. I Wawrzon wśród nich zanikł. Już do siebie nie należał: był cząstką ostrowu, z którym go spoiły niby żylaste, napęczniałe krwią ścięgna bulw, łodyg, kłączów, I rozpłynął się w tej rozszalałej skrętami oplączy, zaprzepaścił w potwornym przeroście.
Dzierżyły go przemożne spoiwa; zerwać je — — trzebaby samego zniszczyć, skruszyć na proch, bo już za głębokie w duszę zapuściły zagony; wyrwać — — krwiąby ociekł serdeczną....
Czasami tylko nachodziły go dziwne zachcenia, brała bezbrzeżna tęsknica lecieć gdzieś na kraj świata do ludzi, do słońca, przygarnąć do piersi szerokiej coś, co jak ptaszyna wdzięczna trzepoce, co wiotsze niż ten oczeret zwiewny, kraśniejsze niż kaliny jagody — otulić tułaczą głowę samotnika czemś, co nad len miększe, nad miętę wonniejsze — nasycić spiekłe usta czemś, co nad miód słodsze, co z lipy kwietnej przejasną oskołą się sączy...
Drzemała w chmurnych wnękach duszy jeszcze niezaspokojona żądza, rozkołysująca od czasu do czasu palącym wirem krew, zasobna mleczem. Mocny był, władny, niezmożony jej niedopełnieniem..
Wawrzon Mocny nie zaznał niewiasty...
Wtem marzenia pierzchły. Przed nim o parę kroków stała smukła dziewa patrząc napoły z pokorą, napoły z żarem utajonym w głębi skrzącej, ciemnej źrenicy.
Wawrzon zmarszczył się: nie lubiał, gdy go nawiedzano nie wporę.