Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.



W godzinę chuci.


Kłoniło się na podwieczerz. Duszny, niesamowity czas Jesienną, przeźrałą dawno porą było, kiedy już zwiezion zbożny sprzęt, rozprzędło lato babskie kądzielne włosy, pomiotły drzewa...
Tam w dali łęgi, ścierne płanie, ozime uwrocie, sposoczyło słońce... mocne, dziw żarne w tej chwili, pobudne...
Więc rozgorzały zioła, ciekał się niewczesną rują zwierz, schutnieli ludzie...
Zawoniała przynętnie macierzanka, rozwiodły wabne czary dziewanny, uroczniki.. rozwarły lubieżnie przęsła skrzypy, wzdęły plemiona modrzeńce...
Cichajcie!.. cyt, cyt, cyt!..
Skleszczyły się w dzikiej rozkoszy stepowe turzyce, splotły lebioda z kostrzewą za bujne, rozwiązłe kędziory...
Pijane szałem, potrute wyślizgły się dzwona glist ziemnych z zabójczych uścisków czerwiody...
Cichajcie!.. cyt... cyt... cyt..
Dziwny odwieczerz, jesiennej żądzy smęt...
Pocichły sioła, zgłuchły łany wsłuchane w krwi swej szept...