Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

wieczerzę. Przyjęła ich wieś kręgiem lśnień watrzanych...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .




Czarci Skok.


Zapuściło jesienne słonko złotooki niewód pomiędzy pnie rapatych jesionów, jaworów, spławiło w czerwonej topieli zrudziałą usłoń rozkali.
Na zachód mu było, na rychły — po znojnej, latowej zgorzeli. na zbożny, późny wczas.. Więc gasło.
Zagrała żagwicami wirchów debra, miotnęły się w niebo wyzewem krzesanice...
Poniknąć im było za chwilę, zanurzyć się w nocnej omroce... Więc płomieniały pod koniec. Już chyłkiem pełzał po zboczach zdradliwy ćmuk, podlizywał stoki, zarzucał ponure więcierze w głębiny pieczar...
Tylko hań górą na przełęczy jasno było i krwawo. Spodem w rozpadli gruchotała po żwirowisku woda głęboko, że pod mrok okiem nie dojrzysz. A po dniu strach patrzeć; parów bo do cna zjeżony iglicami graźni, co od dołu się stożą i od samego wejrzenia kolą. Toż i nikt nie zaglądał w roztokę, gdy mu przełękiem droga wypadła.
Przerzucała się powyż ścież ściągła jak dziewuszyna przewiązka, stroma, wyboista: chyba biesowi poręczna, gdy pod nockę wiatrową do kochanic w zaloty wędruje. Nie darmo Czarcim Skokiem nazwano.