Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

trów igrzysko napolne. Wije się to krąży, a w koło, a w koło wartoli.. Dolo ty, dolo człowiecza...
Przywrze niejeden wierzeniem do czegoś tak krzepko, rozeprze się skalnem zamczyskiem w posadach tak rozłogo, że go stamtąd nie wyruszyć. A wierzenie owo rozliczne. Jeden się klnie Bogiem, drugi biesowi przykłonną cześć niesie, poniektóry z innemi się siłami zmaga.
Zaklęci owych mocy wyzwiskiem najcięższym mozołom wydolą, jakby wsparci na tajemnych barach po szczerby reglowe się dźwigną.
Nie odgadniesz pono nigdy, kto ich tak mocarzy — — one włady ciemne, którym zawierzą, czy własny duch wierzeniem stalny?
Bo znikąd nie wiesz, zali są naprawdę.
Może to z człeka własnej duszy na świat wychodzą mocarki?
Jeno że sam inędy źródliska dopatruje.
O takich mówią, że z Bogiem abo ze złym społecznie trzyma. Lichoć tam przezna, z kim — może i z sobą samym?..
Ale bywa też ponierazu owo zbratanie we wierze straszne dla ludzkiej doli, gdy wyświęci swą wtórą wywrotną stronicę.
Wtedy obraca się na sojuszników i wspólnem, świętem słowem o ziem powala wierzących.
Tak też bywa, gdy klątwa zawiedzie piorunową chmurę nad głową tego, co jej wiarę daje.
Na to piekielne pozwanie bogi tajne jakoweś, wspólne obojgu bożyce stawić się muszą, by świadczyć ich wierze potęgą karzącą...
Bo nie przeklnie nigdy ten, co nie wierzy...
Tak ci się zawiązuje wspólna, klątewna sprawa między tą trójcą nieludzką i toczy się, toczy, aż spełni...