Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/102

Ta strona została przepisana.

— Nie wiem. —
Ale już wiedział. Natychmiast poszukały zalęknione źrenice w czerwonej, gniewnej twarzy zgóry, wyjaśnienia, co będzie z tatą za te grzebienie.
Koszyk został w ręku Zienkiewicza. Gniewnie, z obrzydzeniem między dwoma palcami trzymał gruby śliski pałąk i bez słowa szedł w stronę biura.
Mały Chudzielec ruszył za nim wystraszony. Jakże odejść? A z koszykiem co?
Mruczał coś prosząco i zabiegał drogę panu. Zienkiewicz przystanął. Przygryzł wargi. Namyślił się.
— Chodźno — rzekł wreszcie — wiedziałeś? — spytał oczami, trzymając go przed sobą.
— Nie — rzekł chłopak.
Z szarych, mysich oczu nalanych rosą kapało po policzkach. Jakby tacie krzywdę robił, takie było to „nie“.
Potem został wepchnięty do pokoju z dużemi stołami. Na stołach leżały otwarte księgi, przy księgach panny.
— Czekaj. — Cisnąwszy koszyk na krzesło, wyszedł Zienkiewicz przed biuro. Nadchodziła zaraz kobieta palacza Stefańskiego. Trzymała kobiałkę z ciemnego kretonu. Na dnie kobiałki opinał się kształt garnka.
Przytrzymał ją zwyczajnie za kobiałkę. Nie dbał nawet, że nie wypadało. Stał wysoki, ponury, zacięty. Bronił się, osaczony wrogami.
W biały, szczęśliwy dzień odsłoniła mu niegdyś

98