Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/104

Ta strona została przepisana.

— Co teraz będzie? —
Ale Stefańska nie odpowiedziała. Z zaciśniętemi wargami, z rzadkiemi w kok skręconemi włosami stała, spoglądając ku drzwiom. A jej twarz zwyczajna, bezbarwna od lichej strawy i roboty domowej, przy malowanych twarzach panien, wyglądała blada i posępna jak nieszczęście.
Przed furtą wywracano koszyki, pokrywki menażek dzwoniły. Każdego, kto wychodził zatrzymywali majster i stary, przywołany z sortowni Kulesza pod nadzorem pana Zienkiewicza.
Kulesza miał wieczną, gęstą chrypę gubiącą się w kaszlu. Brwi wisiały mu nad oczami jak oszronione krzaki. Robił w Nonplusie dwadzieścia jeden lat. Tyle, ile miał cały Nonplus.
Zato był przeniesiony do sortowni i brał trochę więcej niż najlepszy szlifiarz. Nawet kiedy Nonplus szedł trzy dni mógł przebidować, kiedy szedł pięć, płacił całe komorne.
Dużemi, wyrobionemi rękami chwytał teraz Kulesza koszyki i rozchylał je przed panem, z brzękiem podnosił pokrywki menażek. Były puste.
Nie znaleziono już nic.
— Porozumieli się — mówił Zienkiewicz do Kota — mają swoje sposoby. Patrz pan, parę węgli wzięli, byle nie wyjść z pustemi rękami, zabrać co się da. —
Kot potakując kiwał głową, ale Zienkiewicz nie wierzył mu. Nikomu nie można.
Po rozsypanych za kamiennym stopniem węglach

100