Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/105

Ta strona została przepisana.

deptali ludzie, aż w lutowem słońcu zaświeciła czarna, matowa dróżka, rozmazana stopami przechodzących przez całe podwórze.
Popołudniu przywieźli deski. Żółte, świeże i chropawe. Trzech ludzi zaczęło zbijać wartowniczą budkę. Zwyczajną z najgorszych desek na tymczasem. Ścięte sęki sterczały krótko.
Uderzeniami młotka, wstukiwaniem gwoździ rosła budka-portjernia. Wieczorem stanęła. Był w niej Kulesza, rewidował wychodzących. Rękami dotykał ubrania, sprawdzał.
Ludzie wychodzili nieprzyjemnie zdumieni, źli. Czasem żartowali uszczypliwie. Feliks Zając, fajlarz: — Drań Kulesza baby maca najwięcej. —
Julka śmiała się, kiedy dotknął jej bronzowego palta. Za nią ktoś wstrzymał ruch. To nowy szlifiarz, Stefan Pietrzak, kiedy ręce Kuleszy dłużej niż zwykle wędrowały po jego ubraniu, wywrócił kieszenie do góry dnem. Posypały się zaschłe okruszki. Ludzie się zaśmieli. Jedni lekkomyślnie, drudzy złowrogo.
Kulesza się speszył.
— No — rzekł tylko wściekle.
Julka odwróciła się w tę stronę, bo Andzia z uznaniem zawołała: Racja. —
Oczy jej spotkały tamte źrenice. Szare ze znajomą czarną kropką, uśmiechnęły się. Wtedy z całej biedy dnia i wieczoru, co czekał z Seweryniakiem do kina, poczuła Julka w gardle jakby rękę duszącą i ciężką.
W kinie „Unja“ na ogólne żądanie szanownej pu-

101