Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/109

Ta strona została przepisana.

nym papierze z chleba Pelagji dalszego ciągu „Szlachetnego bandyty“.
Jeszcze wciąż wieczorami bywał Seweryniak. Czasami przepuszczał. Nie żałowała. Mógł iść całkiem. Ale kiedy czekał z Covboyem między zębami i niedbale, kiwał jej zdaleka, poprawiając szalik w kratę, szła. Lepiej niż do domu.
Potem, kiedy się gdzieś razem zeszli, biernie, ze spuszczonemi oczyma poddawała się prędkiej pieszczocie.
— Uch — mawiał giser — całkiem inaczej mi się widziałaś. Drewno jakieś nie dziewczyna. —
Wtedy gorący, spóźniony, komu innemu przeznaczony dreszcz spływał wzdłuż krzyża. Tak było do tego dnia. W porze obiadu znów siedziały nad stołem. Wtedy przez drzwi zajrzał szlifiarz Pietrzak. Odszukał. Cóż to w tem było niezwykłego? Niedaleko jest z parteru na piętro, po dwa stopnie, miękko, cicho po szarym tumanie.
Jula zaniemówiła nad grzebieniami, Andzia Sikora jakby się zaczerwieniła, tylko mała, krępa trzypalcówka Pelagja, ledwie rzuciwszy okiem, znowu zapuściła palce między chłodne grzebienie i rozsypując je szybko zręcznemi rękami, rozciągała po stole długie, zielonkawe promienie.
Jeszcze tylko zdążyła Jula ostrzec swą radość „może za poleceniem“, ale już sprawdziło się przewidywanie.
Właśnie na nią kiwnął. Grzebyki na stole zadrżały, sam stół posunął się trochę, znacząc w kurzu na

105