Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/11

Ta strona została skorygowana.

ale nie tym cienkim, ostrym ze szlifiarek, ale tłustym, lepkim, który sypią fajlarki. Kosztowny pył sprzedawany do fabryk sztucznego nawozu.
Głębokiemi haustami wchłaniają go chciwe płuca. Otworzyć drzwi, a już otula jego obłok.
Wirówki, które wycinają zęby w małych grzebykach huczą, kamienne koła fajlarek zgrzytają przeciągle. Ledwie można przekrzyczeć ich łoskot, kiedy są w ruchu. Zdania wykrzykuje się jak depesze.
— Nie wiecie kiedy pogrzeb Rosiakowej Helci? —
— Ona dziś po pieniądze miała przyjść. —
— Taki koszt. I dzieciaka szkoda.. —
Tylko na chwilę w ciągu dnia zagląda właściciel, pan Zienkiewicz. Kontrola surowca, krótka lustracja. Więcej nie trzeba. Wszyscy robią na akord. Mężczyźni przy fajlarkach, kobiety od wirówek.
Palce nabrały jedynych, przedziwnych ruchów, oszczędzone jest każde zbyteczne zgięcie.
Ćwierć niepotrzebnego ruchu na sekundę. Oszczędność, piętnaście ruchów na minutę. Pośpiech. Palce migają, grzebienie padają na stół.
Powszedni dzień Nonplusu upływa spokojnie. Tylko czasem, rzadko, zdarzenie jak klin wbija się w jednostajność. Tak jak owego zimowego dnia, kiedy na podwórzu nie wiedzieć skąd wzięło się zamieszanie.
Kobieta w rozpiętem palcie wybiegła z biura. Za nią jeszcze ktoś. Urzędnik. Szarpnęli parterowe drzwi

7