Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/114

Ta strona została przepisana.

Anna siedzi na samym brzegu kanapki. Doktór Stawan jest przy niej. To on ujął nagle w swoje ręce wszystko, co się będzie działo:
— Zdejm palto. Pocałuj mnie. —
Anna całuje nieśmiało. Jeszcze usta nie przywykły do tej zawsze dalekiej twarzy. Wargi niezatrzymane uciekają zaraz.
— Powiedz, co myślisz — zachęca Stawan — powiedz wszystko. —
Niedorzeczne marzenie, żeby można w jednem, w dwuch zdaniach powiedzieć wszystko. Słowa stają się trudnem, upartem tworzywem, łamią się, kryją i nagle niema ich już wcale.
Jakże to jest, że się jest całej, całemu tylko radością, samą radością. Wszystko upraszcza się nieskończenie i niema nic bardziej naturalnego nad tę odpowiedź, daną na pytanie:
— Żałujesz? —
— O nie… —
Wśród nieudolnych, dzielących słów, ręce stwarzają porozumienie, dopiero za chwilę będą potrzebne słowa.
— Idź tam — szepcze Stawan.
Tam — to jest tapczan.
— Nie — prosi Anna, chciałaby jeszcze tak pozostać chwilę. — Nie, tam nie. —
— Co znowu? Idź prędko, prędziutko, czy nie wiesz, że czas ucieka? —
Szkoda tego czasu. To jest największa prawda tej chwili.

110