Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/116

Ta strona została przepisana.

Wiatr gwałtownie podmuchami rzuca ludzi naprzód, staje im wpoprzek drogi.
Ale w tym wietrze Anna pędząca do cudzego domu, porzucająca wiadome dobre dla nieznanego, jest nagle pełna gwałtownego, niezrozumiałego przypływu radosnej mocy wolności, spieszy się uderza o wiatr jak o fale całą sobą. Trzeba się spieszyć, jest późno. Wieczór się kończy, za wieczorem jest jutro.
Ale w nowem życiu tkwi jeszcze silnie wiele pozostałości dawnego. Są jeszcze jedne schody, na które się wchodzi z ufnością i spokojem. Do Cesi.
Czwarte piętro, dwa razy przystanąć. Wąskie schody przysypane piaskiem, który chrzęści pod stopami i zupełny mrok. Otwarte drzwi do mieszkania. Są jeszcze takie, których drzwi mogą pozostawać otwarte.
Z ciemnego korytarza, w którym doświadczenie broni od ostrych kantów skrzyń, w jasnem świetle pokoju ukazuje się kilka schylonych głów.
Wszystkie podnoszą się odrazu. Na nienakrytym stole pełzną okrągłe, ruchliwe kłębki wełny. Długie stalowe druty migają srebrzyście, pracowicie i szybko z nitek szydełkiem wiążą gęstą tkaninę.
Cesia zaraz rzuciła wszystko i uczyniła ruch, żeby wstać, jej matka uśmiechnęła się życzliwie.
— Pracujesz, nie masz czasu? — spytała Anna.
— Tak, ale jak chcesz trochę pogadać… — Buraczkowy kłębek wełny szybko przybiega do rąk Cesi.

112