Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/117

Ta strona została przepisana.

— Chodźmy do kuchni. —
Dziewczyna, która siedziała obok przysuwa się z robotą. Światło nagiej, przezroczystej żarówki leje się na stół szeroką strugą, różową i oślepiającą, aż czerwienieją powieki.
Tutaj wyrabia się szydełkiem grube, bronzowe ogrzewacze na ręce dla sklepiczarek i przekupek. Wełna wygląda jak łupiny kartofli, brunatna i szorstka. Matka Cesi podnosi zaczerwienione oczy:
— Pani Anusiu, jak się pani miewa? Wcale pani nie widać. —
— Mam kondycję — odpowiada Anna.
— Dobrze pani wygląda. —
Tak, Cesia wygląda źle, choć zawsze jest taka ładna. Pod szaremi oczami leżą cienie, obwódki powiek są czerwone. Gładkie, wtył odczesane włosy układają w loczki nad uszami. Twarz jest blada. Cesia idzie naprzód do kuchni.
W kuchni pali się maleńka żarówka z czerwoną żyłką światła. Trzy kroki wzdłuż i wszerz. Pod blachą niema ognia. Anna, nie zdejmując palta przysiada na taborecie, Cesia przynosi sobie szal z tej samej grubej, szorstkiej wełny. Zimno.
— Oczy mnie bolą — mówi Cesia i mruży powieki, kurczy się i przysiada na stole. Najpierw rozmawiają o znajomych. O wszystkich kłopotach i trudach. Zimno tej małej wystygłej kuchni ogarnia Annę, napełnia świadomością jak to jest. Cesia ma chłopca w więzieniu. Nic wielkiego, jakieś rozlepia-

113