Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/118

Ta strona została przepisana.

nie odezw — dwa lata. Możnaby apelować, niema pieniędzy.
Więc odwracają rozmowę od własnych spraw, mówi Cesia:
— Widziałam Andrzeja — i Anna czuje, że w smutek jej klinem wbija się nagły lęk.
Cesia nie wie nic. — Co ten twój mąż taki mizerny? — pyta się wtulona w szal.
W bladem świetle żarówki błyszczą jej oczy niebieskie, łagodne, a twarde. Wiadomo, co ona myśli. Andrzej choruje. Znajoma choroba. Brak porządnego odżywiania. On pracuje, ona pracuje — cały dzień. Jak uratować Andrzeja, jak uratować całą olbrzymią resztę z zajętemi „szczytami“, którzy muszą, muszą przez cały dzień gonić źle płatną pracę po zimnie, po deszczu, który jak nóż dosięga tych „szczytów“. Niema rady. Powieki Cesi trzepoczą zranione ostrem światłem żarówki w pokoju.
— Czy radziliście się lekarza? — pyta ostrożnie.
Anna milczy przez chwilę.
— No… — pyta Cesia łagodnie już zaniepokojona. (Czy tam jest źle, dlaczego milczy Anna?)
— Słuchaj — mówi Anna i wstrząsa nią dreszcz, o, jak zimno jest w kuchni — Andrzej i ja nie jesteśmy już razem. —
Cesia przeraża się gwałtownie, podskakuje na stole: — Kiedy, od kiedy? — pyta prawie ze zgrozą.
Anna wstaje, zbliża się do okna: — Niedawno. Kilka tygodni. —

114