Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/12

Ta strona została skorygowana.

szlifiarni. Poprzez łoskot rozbijanych płyt rogowych, kobieta zawołała ochryple.
— Niema pana Zienkiewicza? —
Obojętnie z nad gałganów ludzie pokiwali głowami — Nie. —
Wtedy po schodach pobiegli w górę. Pył sciszał łoskot kroków, huk maszyn zagłuszył wołanie. Drzwi szarpnięto naoścież, przeciąg porwał tumany kurzu. Pierwszy odwrócił się Zienkiewicz, za nim inni utkwili oczy we drzwiach.
Kobieta w palcie z gołą głową i jasnemi, potarganemi włosami stała w progu dysząc — Proszę pana…
Wtedy wszyscy odgadli, każdy wiedział, że tak przychodzi nieszczęście. Pobladły Zienkiewicz dopadł jej jednym skokiem. Służąca z domu.
— Co się stało? — wyjąkał.
— Pani, nasza pani… —
— Prędzej.. —
Wtedy ręce w szerokich rękawach palta podniosły się i dotknęły twarzy w śmiertelnem przerażeniu i głos przekrzyknął szum pasów:
— Z okna się zrzuciła, o Jezu.. —
Wdół po schodach popędziły kroki. Jakby jeszcze coś można naprawić, czy uratować. Zienkiewicz tak jak stał, kobieta za nim.
Wiatr sam zatrzasnął drzwi sali, w której nieprzerwanie dudnił wrzaskliwy hałas wirówek. Ruchy ludzi osłabły. Co trzy minuty tuzin. Tuzin dwa grosze. Z minuty na minutę rosną straty. Słowa jak depesze iskrowe przekrzykują szum pasów.

8