Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/122

Ta strona została przepisana.

zwalił, aż popuchła, a Kazimierz ma robotę przy drogach i eksmitować nie będą teraz, chyba później na maj… —
Niedziela oznajmiała się zamkniętemi sklepami i służącemi, które wychodziły z bramy malowane, ubrane do wyjścia.
U Kowalskich drzwi były otwarte, w mrocznym pokoju stara siedziała pod oknem z chustką owiązaną koło twarzy.
Już miał Seweryniak grzecznie zapytać, co jej jest, kiedy rozpoznał zapach wypełniający pokój. Swąd karbówek i przypalonego papieru.
— Panna Julka jest? — zapytał tedy od progu.
— Nima, poszła — rzekła stara krótko.
— A nie wie pani gdzie — wycisnął jeszcze.
— A kto ją wi. —
Drzwi wyleciały mu z ręki niechcący, aż trzasnęły i jadem zalany stanął znów na hałaśliwem podwórku, gdzie dzieciaki bawiły się jak codzień, brudne, byle jak ogarnięte i cuchnął zgnilizną otwarty, pstry śmietnik.
Julki nie było. Dlatego niechcący Seweryniak dotrzymał słowa i wrócił do tamtych.
W barze „Unja“ nad stolikiem z białoszarym blatem siedzieli i robili politykę. Seweryniak niebardzo się znający, ponuro usiadł nad małą czystą i niby słuchał, jak oni łokciami daleko oparci o blat, rozgrzani kłócili się o „jednolity front“.
Knajpiarz od bufetu niezbyt mile spoglądał w ich stronę. Wypili ledwo co, a posiedzą do wieczora.