Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/123

Ta strona została przepisana.

— Ja po swojemu powiem — krzyczał młody, dziobaty — nie po książkowemu, tylko, co każdy rozumie. Nam się razem trzymać trzeba. Bo co jest? Pepeesy na Zetzetów, a znów komuniści na pepeesów, jeden z drugim wojuje. Wszyscy my robotnicy i w jednej doli. Więc jak ma być? My się z sobą będziem żarli, co z tego przyjdzie? —
Tłusta, biała piana z nienapoczętej szklanki piwa kapała mu po palcach na siny blat. Kowalski z „Galalitu“ niecierpliwy i gorący rwał się do głosu:
— To właśnie, że się na polityce nie znacie wołał. — Prawda, oni też robotnicy, ale jakże wy chcecie z nimi razem, kiedy oni kapitałowi służą i siebie i was zaprzedadzą. To z nimi pójść, co? —
Tedy znów czarny młodziak z czupryną zakrapianą łupieżem:
— Towarzysze, z lewicą nam trzeba iść, z nimi się pogodzimy, bo rewolucyjne nastawienie mają. —
— Komuniści — krzyknął Olesiak! — Tylko do siebie chcą przeciągnąć. Żadnej z nimi nie może być zgody. —
Szklanka zadzwoniła o blat, czarny chłopak Olesiaka za rękę złapał, pot mu ciurkiem spływał z czoła. —
— Kłamstwa powtarzacie. Kto zawsze pierwszy zgodę proponuje? Co? Kto z jednolitym frontem zaczął? Może pepeesy, co? —
— Nie będzie takiego frontu z tymi, co do strajku bez żadnej nadziei ciągną zawsze — krzyczał Olesiak.

119