Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/128

Ta strona została przepisana.

dzie, mężczyźni stawali, patrzyli, kobiety wczepiały im się pod ramię i piszczały.
Andrzej raz i drugi napróżno szarpał to Stefana to tamtego, wreszcie odwrócił się żeby pobiec pędem i zawołać kogo ze swoich na pomoc. Ale nim zrobił kilka kroków, ktoś oburzonym, grubym głosem rykną: — Granda, grandziarze, nożem zajechał… — i zaraz przeraźliwie na całą ulicę zaczęli świstać: Policja, policja…
Wtedy rozczepili się sami.
Stefan oślepiony, z twarzą zalaną krwią, która niewiadomo skąd od czoła wdół lała się szeroką strugą i Seweryniak nabrzmiały, czerwono siny z krwawemi kresami zadrapań.
Ulica napełniła się gwizdem, bieganiną. Wtedy Andrzej z całej mocy pociągnął za sobą Stefana, któremu krew przesłaniała drogę.
— On też poczuł — rzekł Stefan nieoczekiwanie i Andrzej zdumiał się, taka nienawiść była w jego głosie.
Przy Seweryniaku znalazł się Olesiak. Uskoczyli w bok i pędem ruszyli między parkany, nim się na ulicy pokazał przywołany glina.
— Wyrządziłem se sprawiedliwość — rzekł giser chmurny jak noc.
— Dostał cholera za swoje — odparł z satysfakcją Olesiak.
— Żebym nawet miał siedzieć, nie żałuję. —
— Co masz siedzieć — Olesiak na to. — Już po wszystkiemu. —

124