Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/129

Ta strona została przepisana.

Ale Seweryniak nie odpowiedział. Żuł gorzki smak swojej sprawiedliwości.

Na Dzikiej pokazywali ludzie policjantowi plamy krwi na bruku i otwarty scyzoryk z czarną rękojeścią powalaną czerwono.



Brunatne, otwarte pudła ciężarówek osadzone na dudniących kołach rozpryskiwały wesoło błoto na Częstochowskiej i oblepiały przechodniów smolistemi brylantami. Klejnoty były nieprawdziwe chwilę błyszczały w słońcu, potem rudziały, schły i buremi plamami wisiały na odzieży.
Prawdziwa tylko była wesołość rozdętych gumowych opon, które beztrosko parły naprzód po miękkiem, wiosennem błocie.
Najczęściej ciężarówki przyjeżdżały tu próżne i zabierały z Be-Te-ha olbrzymie smołowce arkusze papy, albo okrągłe obręcze drutu i paki gwoździ od Olkowskiego. Do Nonplusu jeździły taczki, wystarczało to dla grzebieni.
Ale te ciężarówki obie szły na Nonplus. Nawoływały głośno przed bramą, aż ją otworzyli naoścież z dwuch stron, stary Kulesza i ryży Mundek, chłopak na posyłki.
Ciężarówki wjechały na podwórze, szoferzy zleżli, z biura wyszedł sam pan Zienkiewicz i z pomocą ryżego i starego Kuleszy zaczęto ostrożnie znosić na podwórze po dwie z każdego wozu ciężkie, prostokątne paki.

125