Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/130

Ta strona została przepisana.

W jasnem, kwietniowem słońcu stały obiecująco. Pan Zienkiewicz patrzał na nie w radosnem podnieceniu, a dwaj szoferzy, ryży wyrostek i stary Kulesza z palcami o zastarzałych szlifierskich odciskach, choć mogli wszyscy wiedzieć, że to napewno nie dla nich upominki, żwawo ujmowali we czterech każdą z pak i szurając po płaskich kamieniach, wlekli je do sieni.
To darmowe dla wszystkich kwietniowe słońce czyniło paki lżejszemi i nigdy niedość rozumne serca przyprawiało o szybsze, dziecinne bicie: O, są paki, mocno zapakowane, duże. A co w nich jest — niewiadomo.
Szeroko otwartemi ustami z żółtemi pniakami zębów zaśmiał się pierwszy Kulesza, chwytając powietrze: — Ciężka, cholera, co?
— Maszyny? — zapytał ryży cwaniak szofera.
Ale nim szofer głową kiwnął, sam pan Zienkiewicz objaśnił:
— Nowe wirówki, inny system. Zamiast trzech tuzinów robią osiem. Piękne maszynki. —
Wysoki, dziobaty szofer w skórzanej czapce rzekł z uznaniem:
— Coraz lepsza technika. —
Inni milczeli. Nawet gadatliwy Kulesza nie odzywał się. Ryży Mundek pomyślał, że zaraz zaniesie tę nowinę dalej. Im wszystkim paki zaciążyły w rękach, stopy zaszurały ciężej przez drewniany, wklęsły próg do chłodnej, jasnej sieni, gdzie w złotym leju słońca roz-

126