Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/131

Ta strona została przepisana.

pylał się cienki, szary pył. Rozumieli dobrze co to znaczy, zamiast trzech tuzinów — osiem.
Przy maszynach, w pełnej przeciągu i nieustannego huku hali, w warkocie żelaza i szumie pasów, zawsze jednak docierały do wszystkich zwyczajnym, ludzkim głosem powiedziane słowa.
Niebieskie blaszanki w obiadowej przerwie stukały niespokojnie. Szlifiarze wiedzieli pierwsi. Jeszcze nim majster wszedł, już oni, przekrzykując ostry zgrzyt szlifujących kół, poddawali jeden drugiemu: piętnaście procent i na górze nowe wirówki.
Mechanik Dolis uprzedził ich. Potem dopiero przyszedł majster Krall i powiedział, że w imieniu dyrekcji i spowodu kryzysu, żeby fabryka nie musiała stanąć: piętnaście procent.
Przez chwilę krótką jak obrót koła zrobiło się cicho, nim się wiadomość rozlała ludziom po żyłach gorzką zaprawą uniesienia i buntu.
Już w obiadowej przerwie były pomruki burzy.
Z podwórza na lewo, na drewnianych, niskich drzwiach wisiał muchami upstrzony napis „jadalnia“. Ale nie jadło się tutaj nigdy. Pokój zajmowały puste paki i wióry, a ludzie zajadali obiad w ciemnej kotłowni bez okna. Zimą, bo tam było najcieplej, latem z przyzwyczajenia.
Tutaj wchodzili dziś w obiadowej przerwie szlifiarze i kobiety od wirówek i ci z sortowni. Nie zgodzić się — to było pierwsze, ale co robić?
To Dolis i Pietrzak najpierw rzucili: Nie przystać,

127