Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/133

Ta strona została przepisana.

workami cennego, tłustego pyłu. Leniwie i nieznacznie porusza się, nie toruje drogi powietrzu. Jest tutaj dla jednego człowieka, dla inspektora pracy. Dziewczyny nie przestają gadać.
O piątej nie poszedł nikt poza dziedziniec, tam zatrzymali się wszyscy, nieumówieni. Kto to powiedział pierwszy słowo: strajk — niewiadomo. Może chudy, wysoki Dolis pracujący zawsze z nadgodzinami, może szlifiarz Pietrzak albo Sikorzanka zgóry z ceglastemi wypiekami? I jak zawsze nikt nie powiedział odrazu: nie.
Sporo głosów powtórzyło: strajk. Inni milczeli. Twarze starych poryte zmarszczkami ze zniszczonemi zębami, z wąsami, których moda znikała już ze świata, trwały oporne, zamknięte w sobie. Ale inni podchwycili:
— Jaką macie inną radę — wołał fajlarz Zając. — Bo to już jest pół roku od ostatniej zniżki, możesz, se dać znów zdjąć? Z czego? —
— A jak innych wezmą? — spytał kobiecy, płaczliwy głos.
— Innych niema się co bać — rzekł Dolis. — O nas chodzi: czy nasi ludzie wytrzymają czy się zgodzą. Nasi solidarnie mają iść. — A Stefan Pietrzak: —
— Są na łamistrajków sposoby. Nasz brat wie czem to pachnie. My sami mamy aby wytrzymać. —
— Przecie my niezwiązkowe ludzie — rzekła stara Borowa ze szlifiarni. Resztki jej brwi były przysypane gęstym pyłem. Od lat pracowała przy szmatach

129