Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/135

Ta strona została przepisana.

tąd wysłano spojrzenia na podwórze gdzie stali ludzie, którym już zdjęto z płacy. Biuro trwało jeszcze po dawnemu.
Nie odrazu redukowano wszystkim. Powoli, poszczególnemi działami.
Delegację wybrano w połowie umiarkowaną, w połowie zaś tych, co głośno parli do strajku. Głosowali wszyscy, nawet ci, co się bali wszystkiego, delegacji, strajku, redukcji. Poszli we czterech, Dolis, Pietrzak, Martyniak i wąsaty Urbański, fajlarz.
Kobiety wciąż krążyły koło nich, żeby sprawa nowych maszyn na tem samem miejscu się znalazła co redukcja. Ładna Julka snuła się koło Pietrzaka, nic nie mówiąc nawet, ale oczami czepiała się żałośnie, po babsku, żeby uważał na siebie.
Zato Andzia Sikora, głośno chrypiąc miękkim kaszlem wołała: Jak to wydążyć dwa razy tyle nakładania, i tak nogi puchną. To teraz za każde dwie jedna będzie. — Ona też spostrzegła pierwsza, że przez szeroko otwartą furtę wszedł Zienkiewicz, trochę pochylony w ramionach i zauważywszy ich, niby obojętnie przebiegał obok oczami.
Nim zdążył wejść do biura, zastąpili mu drogę.
Wyrośli przed nim szaremi bryłami zapylonych postaci i stary Martyniak zaczął:
— W imieniu wszystkich robotników, proszę pana szefa… —
Ale Zienkiewicz przerwał uroczyste słowa: — O co chodzi? —
Zmieszał się Martyniak, stracił wątek, zamrugał

131