Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/138

Ta strona została przepisana.

— Poszedł i zostawił — poczekamy, aż mówić ze sobą da. —
Potem zwolna zaczęli rozsypywać się na swoje miejsca. Jedni w czarną czeluść kotłowni, polerowaczki i szlifiarze na kurzem zasnuty parter, zaś fajlarze i kobiety od wirówek przez jasną sień po schodach tłustym pyłem przyprószonych na górę. Szli znękani starzy i nieprzestające mówić dziewczyny, rozgorączkowani mężczyźni Zając i Pietrzak, którzy wygadywali wciąż w zasępionego Urbańskiego.
Słoneczne podwórze opustoszało, z sortowni zabrano na taczkę ostatnie paczki z błękitnemi etykietami: Non plus ultra…

Niewiadomo kto rozniósł po Dzikiej, po Glinianej, po Stawkach wiadomość, że z Nonplusu nie wyjdą dziś ludzie wcale, że się tam zaczął polski strajk.



Mokrym od deszczu, szarym rankiem kwietniowym szli na Częstochowskiej ludzie do roboty. Do Be-Te-Ha i do Olkowskiego. Spotykali się na ulicy, przyciskali się na wąskim chodniczku pod same parkany i mury domów, bo środkiem w rozchlapanem błocie jezdni jechały do miasta poranne wozy z mlekiem i warzywami i pryskały na wszystkie strony daleko soczystem, pulchnem błotem na liche szmaty przyodziewku.
Mówili z sobą inaczej niż codzień, podnieceni, tajemniczy, rozgorzali.

134