Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/140

Ta strona została przepisana.

matka nie słuchała. A Julka? — rzekł mocno mrugając oczami — najgorsza. Po brzuchu się klepie i woła: dó mnie, dó mnie… —
Pośmieli się i zasiedli zaraz do jedzenia. Z garnków trzymanych oburącz pili kawę i zagryzali chlebem. Czyniło się gwarniej, do Zająca przyszła niska, tęga żona, do innych dzieci, matki.
Zaś Pelagja trzypalcówka, która obowiązków żadnych nie miała i sama na siebie robiła, dostała bogate, grube pajdy sitkowego chleba białym szmalcem smarowane.
Koło niej siedziała ładna Julka. Nikt jej nie przynosił, bo nie było komu, więc Pelagja raz i drugi buremi oczami spojrzawszy, odjęła jeden kawał Chleba: — Na jedz…
W kącie Urbańska wysoka, zapadła i siwa szeptała coś zawzięcie swojemu staremu. Ale on, zanurzywszy wąsy w kawie, bezsilnie trząsł głową.
Odwracali się od nich ludzie, żeby serca nie słabły. Dobrze każdy wiedział, co takie machanie głową znaczy jak jest w domu pięć małych gąb.
Zającowa kobita, której wodzianka tyle warta była, że gorąca, bo tłuszczu w niej się nie doszukać, pierwsza połączyła ciche, pojedyńcze rozmowy w jedną ogólną.
— Nie przysłali jeszcze nic, co? —
— Nie — odrzekło kilka głosów.
— I co z tego będzie? — Urbańska zaraz.
— Zobaczymy komu się sprzykrzy. — Już oni

136