Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/145

Ta strona została przepisana.

Andrzej widział jak powoli, niechętnie opędzali się przez sen od dźwięku, który budził ich z dobrotliwego spokoju.
Wtedy cichaczem wstał. Aż do samych drzwi dudnił stłumionym kaszlem i wlokąc za sobą opadłe palto, wydostał się do sieni. Wilgotny chłód wiosennej nocy przejął go dreszczem. Z całej piersi swobodnie zakaszlał, aż po cichem podwórzu Nonplusu rozszedł się głuchy odgłos.
Usiadł na drewnianym stopniu schodów i owinął się paltem. Myśli opadły go ciężkie jak ładowne wory. Może to przed zaczęciem strajku lepiej było poroumieć się z ludźmi z Galalitu i od Bicińskiego. Tam pewnie lada dzień zniżą. Zastrajkowaliby razem, albo przynajmniej solidarnościowo.
W Galalicie też robili małe grzebyki. Większa pomoc dla rodzin byłaby, wzmożona akcja.
Kaszel był teraz rzadki, ale dusiła flegma i leżała dławiąco w gardle. Od takiego kaszlu zaczęło się którejś nocy na jesieni, wtedy obok na łóżku usiadła zaspana Anna i wymamrotała:
— Musisz koniecznie iść do doktora, strasznie mocno kaszlesz. —
Strasznie mocno, tak mawiała Anna i strasznie mocno pragnęło się czynić wszystko, kiedy była blisko. Andrzej widział ją teraz tak wyraźnie, jakgdyby tu stała. Szczupła, blada z bronzowemi oczami, w których była iskra słońca. Zatęsknił nagle do niej gwałtownie, porywczo, aż szeroko otworzył przymknięte oczy, żeby je napełnić widokiem pustego

141